czyli niech cię nie zmylą dobre noty i opinie :-)))
Naprawdę rzadko mi się zdarza, abym nie dotrwała do końca filmu. A już całkowicie, gdy wyłączam go po 25 minutach. Tak niestety jest w przypadku nowego filmu Sang-Soo Hong'a. Widziałam wcześniej jego OKI-HUI-UI YEONGHWA (sic!:-))) i o ile też był nieco specyficzny, o tyle dało się obejrzeć bez większego męczenia.
Reżyser najwyraźniej uznał, że jego dzieła utrzymane w konwencji czarno-białej mają wskazać, że podąża oryginalną artystyczną drogą. No cóż... ok, nie mam nic przeciwko, tylko proszę o scenariusz, którego historia mnie porwie.
W tym wypadku jest to opowieść o średniej jakości koreańskim reżyserze, o którym nie wiemy wiele, prócz tego, że przyjeżdża do Seulu i spotyka się z ludźmi, których znał. Oczywiście te spotkania polegają na nic znaczącym gadulstwie o tzw."dupie Maryni" i prawdopodobnie tak to wygląda przez następne 60 minut, których już nie zdzierżyłam. Obawiam się też, że niewiele straciłam sensacji z życia miernego reżysera, jakim był główny bohater. Cóż... przeżyję tą stratę :-))
Moja ocena: 1/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))