Strony

niedziela, 8 kwietnia 2012

MAN ON A LEDGE

Większej bajki długo nie widziałam. Gdzieżby indziej, jak nie w filmach problemy rozwiązywały się wbrew prawom fizyki i logiki.
Pierwszej rzeczy, której nie mogę zrozumieć, to dlaczego policjanci nie znaleźli odcisków palców, skoro zostawił je na oknie. A druga, to jak można skakać między wysokimi budynkami, gdzie hula prawie halny i nie rozbić się o mury. Nie mówiąc o tym, że policjanci, jacyś tacy dość ślepi i naiwni byli. A bohater chyba zeżarł te miliony za rzekomo sprzedany diament, bo jakoś nikt nie raczył ich szukać. Ale to już insza inszość.
Podsumowując. Przeznaczenie tego filmu to rozbawić widownię, która z otwartą jadaczką będzie podziwiać poczynania głównego bohatera. I to osiągnięto, bo która z dam nie rozdziawi japy na widok Worthingtona i który facet nie zacznie się ślinić na widok anielskiej blond piękności Banks.
Swoją drogą to co zrobił Worthington ze swoją postacią jest jak miś ... na miarę jego możliwości. On tym misiem otwiera oczy niedowiarkom. Takim niedowiarkom jak ja, którzy myśleli, że po LAST NIGHT będzie już tylko lepiej. Problem w tym, że coraz gorzej.
Moja ocena: 4/10