A jeszcze tak niedawno psioczyłam na kino tureckie, a tu taki suprajs. Chyba tak to już jest, że na nagradzane filmy w Sundance mogę liczyć bardziej, niż te w Cannes. I tym razem znów nie zawiódł. I tym razem, mocny, solidny i emocjonujący dramat w tureckim wydaniu.
Jeśli mówimy o Turcji i obyczajowości nie można wyzbyć się kontekstu religijnego. W CAN jest on ukryty i bardzo pośrednio ukazany. To raczej skutki wychowania w restrykcyjnej religii muzułmańskiej miały ogromny wpływ na postępowanie bohaterów. Nie odgrywa ona znaczącej roli i nie przypisuje jej się w filmie głównego motywu, ale cały czas w powietrzu unosi się system nakazowo-zakazowy i patriarchat, który jest tak silny, że potrafi wyrządzić więcej krzywd, niż pożytku.
Film opowiada historię małżeństwa, które nie mogąc mieć potomka postanawia nielegalnie adoptować niemowlaka okłamując przy tym otoczenie, że dziecko zostało naturalnie poczęte. Nie jednak problem adopcji jest tu motywem przewodnim. To raczej bezpłodność mężczyzny i ogromny problem w akceptacji cudzego dziecka. I o dziwo, przez kobietę. Ayse, bo o niej mowa, nie ma wielkiego ciśnienia na dziecko. Choć pragnie je mieć. Sama jednak myśl adopcji nie przychodzi jej przez głowę. To raczej pomysł jej męża, a ona tylko cicho na niego przyzwala. Zgodnie z zasadą, że nie ma rodziny bez dziecka, bierze na siebie ciężar odpowiedzialności za decyzję. Jednak, jak się później okazuje, uczucie rodzicielskie nie przychodzi tak łatwo i szybko, jak dziecko na świat. Ayse nie może przełamać swojej niechęci do niemowlaka, powoli odsuwając od siebie męża. Cemal nie wytrzymuje ciśnienia i zostawia ją razem z dzieckiem, znikając z ich życia.
Drugi wątek historii to wybory Cemal'a. Cemal układa sobie życie w bogatej rodzinie. Kiedy okazuje się, że jego druga żona zachodzi w ciążę próbuje wyrwać się z małżeństwa, lecz na próżno. Zaszantażowany przez teścia godzi się na życie w luksusie oraz niechciane ojcostwo, kosztem życia w nieudanym małżeństwie. Jednak w przeciwieństwie do Ayse, Cemal nie ma oporów i problemów w pełnej akceptacji i miłości do dziecka, którego nie jest biologicznym ojcem. Nie ma lekkiego życia. Żona go zdradza, teść jest głową rodziny, on też utrzymuje Cemal'a. Cemal utknął w systemie, w którym rodzina to rzecz święta. Nie mając wpływu na żonę i swoje życie, jego rozpacz i wewnętrzny ból doprowadza do tragedii.
To ogromnie ciężki film. Nie pozostawia suchej nitki na systemie wartości jakim jest rodzina i miłość rodzicielska. Świetnie uwydatnił to reżyser na przykładzie relacji Ayse z jej "synem". Kobieta traktuje to dziecko, jak podrzutka. Jak zwierzę, które wystarczy karmić. Nie przykłada się, nie stara. Dziecko jest dla niej utrapieniem, mordęgą i ogromnym ciężarem. Nikogo nie można uszczęśliwić na siłę i ona jest tego chodzącym przykładem.
Staram się w każdym filmie znaleźć uzasadnienie dla postępowania, które jest z gruntu rzeczy złe i podłe. Szukam usprawiedliwienia dla każdego bohatera, by choć trochę go "polubić". W jej przypadku naprawdę trudno znaleźć punkt zaczepienia. Bohaterka ocknie się z letargu, jednak czy tragedia musi być tym oknem na świat, który uzmysławia, że konkretne postępowanie nie powinno mieć miejsca ? Z drugiej jednak strony na pozytywne zmiany nigdy nie jest za późno.
Również jej mąż nie jest człowiekiem, którego da się lubić. Mimo, że jego ojcowskie instynkty są o wiele bardziej wykształcone, niż Ayse. Cemal to niewolnik systemu zasad panujących w tureckim społeczeństwie. Rodzina, syn, dom i on na czele stada. Ten system to maszyna. W jego pojmowaniu brak odpowiedniego trybiku powoduje tragedię. Nie potrafi i nie umie przeciwstawić się społecznym wyobrażeniom. Raczej poszukuje łatwej drogi wyjścia z problemów. Wżeniając się w bogatą rodzinę woli udawać prawego pana domu, niż przyznać przed sobą, że został upodlony przez żonę i jej rodzinę. Sprzedał się i choć sumienie go dręczy, impas w którym się znalazł jest marazmem nie do przeskoczenia.
Rasit Çelikezer historię pary prowadzi w czasie równoległym. Czas przeszły przeplata się z teraźniejszym dzięki czemu na bieżąco jesteśmy informowani o powodach i skutkach określonych zachowań. Bardzo dobry scenariusz. Oczywiście historia, która nie posiada w sobie zbyt wielu znamion pozytywnych. To jedna z tych, która mówi, że obojętnie jak dobrą decyzję byś podjął i tak jesteś w głębokiej, czarnej dziurze. Celikezer nie oszczędza bohaterów. Nie koloryzuje ich i nie usprawiedliwia w żaden sposób. Choć można mieć zastrzeżenia do obrazu kobiety, jako wyrodnej, zimnej suki. To jednak tylko ona na końcu przechodzi niesamowitą metamorfozę.
Wielki szacunek za ukazanie tak kontrowersyjnego tematu, jakim jest brak miłości matczynej. Kobiety w tym temacie nie mają lekko. I każde ruchy w tym zakresie powodują więcej kontrowersji i oburzenia, niż zrozumienia. Celkizer swoim filmem wcale nie ma chęci i powodów, by usprawiedliwić zachowania bohaterki. W delikatny sposób pokazuje nam, że brak dziecka w związku to nie konieczność. Wręcz przeciwnie. Jego konieczność może rodzić tragedię.
To bardzo mądry film. Bardzo dobrze skonstruowany, z bardzo dobrymi kreacjami aktorskimi i piękną muzyką. Szczerze polecam.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))