Strony

poniedziałek, 10 czerwca 2013

THE CALL




Po długiej nieobecności, niestety też szybko będzie, bo jak to mawiał pewien geniusz w filmie BRUNET WIECZOROWĄ PORĄ jestem ostatnio jak lotnik, zalatana :-)

POŁĄCZENIE obejrzałam jakieś 4 dni temu. Aż wstyd się przyznać. I powiem szczerze, że jeszcze pamiętam, co w nim było. Mniej więcej, z naciskiem na więcej. Piszę więc póki mogę, bo niestety nowy film 'a jest mocno przeciętny i pewnie z głowy wywietrzeje już za jakiś miesiąc. 
Mówiąc przeciętny od razu nadmienię, że nie mam na myśli filmu złego. To po prostu solidny thriller, który dupy nie urywa. Ma średnie tempo i lekki przytup na końcu. 
Ale do rzeczy...


Film zawiera mnóstwo klisz i to jest ogromny minus tego obrazu. Kto nie widział jeszcze, niech zwróci uwagę na zachowanie koleżeństwa głównej bohaterki, jak i ją samą. Typowe zachowania pod publikę vel sztuczne, przekoloryzowane budowanie emocji. Ominę wątek logiczny filmu, bowiem niektóre rozwiązania kłócą się z moją inteligencją, ale wnioskuję, że człowiek w opresji tudzież stresie dostaje małpiego rozumu i czyni cuda wianki wołające o pomstę do nieba.
Niech więc będzie Andersonowi i niech się brak rozsądku bohaterów czuje usprawiedliwiony.
Bohaterka pracuje jako operatorka linii 911. Przyjmuje więc masę telefonów, z których większość wynika z tragedii, a i zdarzają się telefony kretyńskie. Niestety pewnego dnia trafia na telefon ofiary seryjnego mordercy. Jej bezsilność wynikająca z braku możliwości pomocy kończy się traumą. Po latach jednak nasza bohaterka znów odbiera telefon od dziewczyny, która padła ofiarą owego seryjnego mordercy sprzed lat. Bohaterka z tym razem zrobi wszystko, by uratować ofiarę i zaczyna się dramatyczny pościg za mordercą.


Anderson dość zgrabnie buduje napięcie i trzeba mu to oddać. Gdybyśmy odjęli z filmu owe klisze, głupotę bohaterów i zbyt holyłudzkie zakończenie, dodając trochę japońskiego gore w kobiecym wydaniu film byłby rewelacją. Anderson udowodnił, że w podnoszeniu emocji jest specem. Nawet mnie krew zalewała, a i czasem miałam ochotę rzucić nożyczkami w ekran. Podobało mi się również rozwiązanie zakończenia. Powiem szczerze, że w tak przeciętnym filmie liczyłam na klasyczny happy end. Na szczęści obyło się bez klasyki i jak zwykle wyszło na korzyść. Choć jak już wyżej wspomniałam brakowało mi w owym zakończeniu tzw. pierdolnięcia z grubej rury. Ale amerykanie boją się krwi, choć ręce nią mają umazane. Szkoda.


Aktorsko również przeciętnie. Berry jak to Berry jest po prostu piękną kobietą i jej geny powinny być przechowywane w specjalnym muzeum okazów ludzkich. Jak zwykle lepiej wygląda, niż gra, ale w takim filmie niewiele można sobą zaprezentować. Jej rola ograniczała się do gadulstwa i była dość statyczna. Na szczęście jest wystarczająco doświadczoną aktorką. Wiedziała jak, gdzie i kiedy budować napięcie i łezki roniła często. Co do ról męskich to zawód na pełnej linii. Nawet ów seryjny morderca grany przez diabolicznego 'a wypadł jak biegający z pianą na pysku pies po osiedlu. Breslin ?? ... widziałam ją w lepszych rolach, jakieś jej 10 kilo temu ;-) 
Także stwierdzić muszę, że bez szału, ale też i tragedii. Można śmiało obejrzeć, krzywdy nie wyrządzi, a może kogoś bardziej porwie ode mnie :-)
Moja ocena: 6/10 

1 komentarz:

  1. Zaryzykowałem ostatnio tak dla rozrywki. I podzielam Twoje zdanie, to średniak, ale nie taki znowu zły. Jako kino rozrywkowe spisuje się znakomicie, nic więcej niestety.
    Co ciekawe ode mnie również dostał całe 6 gwiazdek.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))