Oglądając wczoraj ten film nie opuszczało mnie pytanie, czy powinnam oceniać go pod kątem idiotyzmów fabuły, czy wspiąć się na wyżyny obiektywizmu i ocenić film za film, a nie treść którą niesie ?
Wydaje mi się, że nie da rady oddzielić skorupki od jaja nie naruszając jego struktury, więc i mój wymijający zabieg nie będzie możliwy. Podzielę ten film więc, na dwie składowe. Fabuła i wszystko poza nią.
A skoro jako pierwszą do tablicy wywołałam historię, to popastwię się nad nią trochę.
Fabuła opowiada miłosne perypetie dwóch najlepszych przyjaciółek. Wychowały się razem od dzieciaka, razem wyszły za mąż, urodziły synów w tym samym okresie i wspólnie ich wychowywały. Ich więzy były tak silne, że praktycznie stały się nierozłączne. Wzajemne wspieranie się, spędzanie ze sobą czasu. Każdy aspekt ich życia był ich wspólnym. Można zakpić, że powinny podzielić się małżonkami ? I pewnie do tego by doszło, gdyby nie przedwczesna śmierć jednego z nich. Życie jednak nie zasypuje gruszek w popiele i gdy synowie sobie podrośli, gdy stali się młodymi bogami granice się zamazały. Obie Panie postanowiły urozmaicić sobie swe nudne życie kur domowych wymieniając się synkami w łóżku. I tak przez kilka następnych lat ... koszmar tych związków kwitł w najlepsze. Kosił krwawe żniwo, gdy tymczasem Panie się dobrze bawiły, a z pewnością dodawały sobie młodzieńczego animuszu.
Historia podszyta jest patologią. I to koszmarną. Dramat jaki się wywiązuje w pewnym momencie jest tak poryty, że aż niemożliwy. Wprawdzie nikt nie pieprzy się z własnymi dziećmi, ale sam fakt bliskiego, wręcz rodzinnego obcowania z dzieckiem, które staje się potem na własnych oczach mężczyzną, by później pójść z nim do łóżka jest dla mnie nie do zaakceptowania. Może w starożytnym Rzymie, za czasów Kaliguli wzruszono by ramionami, ja niestety ani nie jestem postępowa, ani konserwatywna, mój zdrowy rozsądek nie wchłania takiego obrazu zażyłości.
Od strony technicznej nie można nic zarzucić. Tą pojebaną sytuację i jej partycypantki łagodzą piękne lokacje słonecznej Australii. Bardzo dobre kreacje Watts i Wright. Obie Panie dość wiarygodnie wypadły na ekranie. Klasa aktora robi swoje. I szacunek dla Pań, które nie starały się ukryć pod płaszczykiem botoksu uroków swego wieku, przed którym to Kidman ucieka w popłochu.
I powiem szczerze dziwią mnie opinie sugerujące, że fabuła jest satyrą. W którym momencia owa satyra pojawia się ? Nie mam pojęcia. To raczej żałosny skowyt samotności. Obie Panie chwytają się przysłowiowej brzytwy, by ponownie poczuć dreszczyk emocji, by urozmaicić swe nudne życie, by ponownie poczuć się młodo. I same nie ukrywają, jak ten związek z młodymi kochankami na nie działa. To narkotyk... wciąga, daje kopa i niszczy wszystkich wokół. Problem w tym, że tego ostatniego nie dostrzegają, lub nie chcą dostrzegać. Życie w tak słodkiej iluzji wydaje się bowiem o wiele bardziej sensowne.
Cóż... jeśli ktoś ma ochotę przekonać się na własne oczy, jak bardzo można udziwnić kontekst związków damsko-męskich to polecam. Jednak z mojego punktu widzenia ... nie warto. Ten film nie wnosi żadnej wartości dodanej prócz kontrowersji. A ta jest nawet zbyt chora, by o niej dyskutować.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))