Strony

piątek, 11 października 2013

THE LONE RANGER




Męki pańskie, jakie wczoraj przeszłam przy okazji oglądania nowego filmu Verbinskiego, można porównać jedynie do tarcia gołą dupą o trotuar. Koszmar. Na samą myśl o tym nie chce mi się już pisać. 15 minut oglądania... 15 minut buszowania po necie... 15 minut oglądania... 15 minut robienia czegokolwiek - i tak mniej więcej przez 2 i pół godziny tego wątpliwej jakości dzieła. Ilość głupot, nonsensów i absurdów jest tak ogromna, że nawet czarna dziura nie jest wstanie ich wchłonąć. Nie było szans, by usiedzieć na tyłku przed ekranem ciurkiem te 180 minut. Wierciłam się, jakbym miała owsiki w tyłku. 



I co tu pisać ? Cóż można bowiem powiedzieć o człowieku gadającym ze zdechłych ptakiem na głowie, taniej podróbie Zorro i fruwającym koniu ? Do tego intryga wprost z dzikiego zachodu... uwaga... novum... nie eldorado... a silverado. Twórcy chcieli być oryginalni i opryszki mordują dla srebra, nie złota. Jak dodamy do tego dziwaczny romans dwóch braci z tą samą kobietą, to kurcze, trąci tandetą, jak cholera.



Nie jestem w stanie znaleźć pozytywów. No może oprócz kilku zabawnych momentów, ale zliczyć można je na palcach jednej dłoni. Depp irytuje. Jego postawa jest niezmienna od czasów PIRATÓW. Utknął w swojej pozie na amen. Gdybym miała jednak wskazać, choć jednego aktora, który się jakoś wyróżnił w tej całej promenadzie gwiazd, to wskazałabym chyba ..... konia. Bez kitu. Zarówno Bonham Carter, jak i Hammer, Wilkinson i jeden z moich ulubionych aktorów Fichtner zagrali poniżej poziomu, do którego nas do tej pory przyzwyczaili. A w ogóle who the fuck is . Laska jest tak przeciętna, że aż boli.



Boli również słaby scenariusz. Tandetne dialogi. Uszy więdną. Zabrakło logiki, a prawa fizyki dla autorów są równie niewiadome, co dla większości przestrzeń Hilberta. I tak się zastanawiam, sugerowana wysokością ocen na portalach filmowych, co jest nie tak. Tłumaczę to faktem, że najwyraźniej nie jestem targetem tego typu historii. Może to film dla nastolatków, którzy generalnie nie zastanawiają się nad tym, czy ciąg przyczynowo-skutkowy jest koniecznością, czy zbiorem przypadków. Widok wystrzelonych w powietrze bohaterów w scenie wypadku kolejowego przyprawił mnie o łzy w oczach. A motyw z koniem na dachu, przepełnił czarę....

Więc nie polecam. Wprawdzie jest to kino przygodowe, ale czy na miarę PIRATÓW Z KARAIBÓW ? Moim zdaniem, nie. PIRACI... byli całkiem fajni. Jednak powtarzanie schematów jest już z lekka irytujące, a obsadzenie Depp'a to strzał w piętę. 
Moja ocena: 3/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))