I znowuż jęknąć i stęknąć muszę... dlaczego nie potrafimy tworzyć kina obyczajowego na własnym podwórku... do licha !!! Parę jaskółek wiosny nie czyni, a zamiast rozpamiętywać wojenne schizy i rozdrapywać komunistyczne rany, wzięlibyśmy przykład z równych nam i pokazali smutną prawdę o współczesnym Polaku. Ech...
Świetny film, naprawdę dobry. O kinie rumuńskim kiedyś się już rozpisywałam, a na fejsowym łolu nawet pokusiłam się o zestawienie moich ulubionych filmów z kraju Drakuli. I gruszek w popiele nie zasypują. Tną żelazo i krzeszą iskry, bo są na fali. Nie będę oceniać, czy POZYCJA DZIECKA słusznie została wyróżniona na festiwalu w Berlinie, czy nie. To nie moja brocha. Mogę powiedzieć jedynie tyle, to bardzo dobry obraz rozłamu rodziny i próby jej spajania wielkimi tragediami.
Ogromnym plusem kina rumuńskiego jest jego aktualność i możliwość odniesienia do własnego podwórka. Kraj na dorobku, tak jak Polska. W którym, tak jak u nas, jest bida i koszmarne rozwarstwienie społeczne. Omamianie mas wizją przyszłej prosperity, w momencie gdy decydenci starego systemu podzielili już dawno skórę na niedźwiedziu. Ta ciągota do koryta pełnego mamony w krajach postkomunistycznych jest najwyraźniej, niczym trąd.
Tę całą polityczno-społeczno-gospodarczą otoczkę Calin Peter Netzer skomasował w historii o rodzinnej tragedii. Cornelia to bogata mieszczka, której wpływy i znajomości sięgają transylwańskich Karpat. Ma wszystko. Pieniądze, piękny dom, wypasioną brykę i materialną wolność. Jej uroczy świat wypełnia mąż, uległy i podatny na jej wpływy - pewnie dla świętego spokoju. I syn. Syn, który matki unika, jak diabeł wody święconej. Pała do niej nieskrywaną niechęcią. Irytuje go, drażni do tego stopnia, że pogarda wypływa z niego niczym jad ze żmii. Czy zasłużenie ? I tu Netzer rewelacyjnie, bardzo obiektywnie próbuje nam pokazać, że nadopiekuńczość rodzica, jego zaborczość i chęć kontroli życia swojego dziecka może zrujnować najzdrowsze relacje i miłość.
Gdy syn Corneli powoduje wypadek śmiertelny Netzer rozbudowuje osobowość matki o nowe barwy. Już Cornelia nie jest wścibską, apodyktyczną matką, ale współczującą kobietą, która dobro własnego dziecka przedkłada nad swoje własne. Nagle jej nadopiekuńczość, wyniosłość i emocjonalna szpetota, nabierają kompletnie innego wymiaru. Przemawia przez nią miłości i troska. Potrafi wznieść się ponad swoje antypatie i zaleczyć gnijące rany. Nagle to jej syn jawi się jako rozpieszczony, zepsuty bachor, któremu z dobrobytu w dupie się poprzewracało. Który nie potrafi stawić czoła swoim błędom i przyznać się do porażki.
To bardzo przygnębiający kawałek kina. Netzer przenosi środek ciężkości ukazując nowe wątki w charakterach postaci. To przenoszenie utrudnia widzowi podjęcie ostatecznej decyzji. Zakrzywia obraz, który wyrabialiśmy sobie od początku filmu. Bohater powinien zostać ukarany, czy dać mu szansę ? W tym obrazie brakuje kategoryczności. I nie jest to żaden mankament. Życie bowiem nie jest czarno-białe, a na każde zachowanie ma wpływ milion czynników, o których czasami nie mamy bladego pojęcia. Netzer rewelacyjnie ukazał, jak w przypadku śmierci i tragedii rozwarstwienie społeczne i dobra materialne schodzą na daleki plan. Nagle biedny staje na równi z bogatym. Uczuć nie wycenimy, nie mają materialnej wartości. Możesz mieć futra z norek, ale twoje nerwy przenoszą ból w taki sam sposób, jakby ich nie było.
Trochę trąci tandetą, że film, który dawno krąży po sieci, zdobywca Berlinale, do naszych kin zawita dopiero w styczniu. Jakie jednak miejsce oglądania wybierzecie... wolna wola :-) Mogę tylko powiedzieć, że warto.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))