Strony

środa, 18 grudnia 2013

DZIEWCZYNA Z SZAFY


 

 
Moja niechęć do kina polskiego wynika z faktu, że jest ono po prostu słabe. A jeśli zrobi się krótki rekonesans po kinie lat 70-tych, 80-tych, czyli po tzw.kinie moralnego niepokoju, to jeszcze bardziej człowieka szlak trafia. Sama myśl, że z tak wysokiego poziomu można za pstryknięciem palcami, zejść do poziomu troglodyty, jest bardziej niż zatrważająca. No ale cóż, pogadałam se...., ale do tematu marsz.
Bodo Kox, reżyser o wdzięcznym pseudonimie wraz ze swoim autorskim dziełem jest na morzu polskiego kinowego chłamu niczym bezludna wyspa dopiero co odkryta. Piękny i subtelny to obraz i nie ukrywam, że potrafi chwycić za serce i rozbawić do łez.


Znalazłam w sieci sporo porównań tego tytułu do kina skandynawskiego. Jest w tym jakiś zamysł. Sporo tu autorefleksji, sporo depresyjnych klimatów, a mimo to opowiedziane tak lekko i przejrzyście. Prawie, jak mój ukochany, ulubiony, niezastąpiony, szyderczy Nie ma tego zlego (2010). Prawie...
A historia bazuje na relacjach dwójki braci. Jacka, który opiekuje się upośledzonym i schorowanym bratem Tomkiem. Jacek, mimo ogromnego bagażu odpowiedzialności jest niezwykle optymistyczny. Barwnie patrzy na szarą rzeczywistość, nieco sobie ją nawet koloryzując. Ma sporo w sobie autoironii i generalnie dość lekko traktuje krzyż Pański, który nosi. Nie oznacza to jednak, że bratem się nie opiekuje. Wręcz przeciwnie. Zabiera go ze sobą wszędzie, gdzie tylko może. Nie ma w nim z tego powodu wstydu, czy zażenowania. A gdy Tomek musi zostać sam, Jacek o opiekę prosi sąsiadkę desperatkę, która wniesie w życie upośledzonego Tomka nieco magii. 


Bardzo pozytywnie odebrałam dialogi. Są zabawne, ironiczne, prześmiewcze i nie boją się drwić z tematów tabu. Głównie za sprawą wyluzowania Jacka. Kox nie wchodzi w szczegóły trudów życia opieki nad niepełnosprawnym. Kamera obserwuje, choć potrafi być mocno subiektywna. Szydzi z obłudy, zakłamania i chamstwa, które reprezentuje stara Kwiatkowska. A jednocześnie szuka nadziei w miłości. Miłość u Koxa ma jednak znamiona mocno tragiczne. Nikomu nie uda się bowiem stworzyć na tyle trwałych i mocnych więzi, by przetrwały. I mimo pozytywnego oddźwięku, upośledzony Tomek znajduje bowiem swojego dobrego ducha w postaci zdesperowanej sąsiadki, nie ma dla nich miejsca w świecie szarym, burym, nastawionym na branie, pazernym i chamskim. 


Zauroczył mnie ten film. Zauroczyły postaci. Rewelacyjne role Mecwaldowskiego i Głowackiego. Choć przyznaję, że cała obsada pozostawia same pozytywne wrażenia. A Magdalena Różańska niesamowicie, zarówno fizycznie, jak aktorsko, przypominała Isabelle Huppert.
Na uwagę zasługuje również ścieżka dźwiękowa. Rzadko zwracam na nią uwagę w filmie polskim, bo tak de facto jej nie ma. Albo jakieś brzdęki z dupy, albo Wilki, Kowalska i Edzia G, albo Edzia B. Niestety czasy Pendereckiego, Preisnera, Kilara, Komedy, czy Lorenca odchodzą w zapomnienie. Oczywiście jest to strata niepowetowana. Tym bardziej serce cieszy, gdy gdzieś tam z rzadka, usłyszy się fajne dźwięki.
Trudno ocenić jednoznacznie, co najbardziej podobało mi się w tym filmie lub co szczególnie zwróciło moją uwagę. Lubię kino skandynawskie. Lubię te depresyjne klimaty opowiadane z lekkością piórka. A w DZIEWCZYNIE Z SZAFY lekkości nadają świetne dialogi. Oryginalny montaż. Ciekawie zobrazowane wizje narkotykowe i schizy bohaterki. Film jest po prostu niebanalny i tchnie z niego świeżością. A na marginesie już zupełnym, ogromnie jestem ciekawa, czy Pan Bodo Kox utrzyma tak wysoki poziom, który zaprezentował. Czekam z niecierpliwością na kolejny film z jego rąk, a póki co polecam.
Moja ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Przepiękny film. Z klimatyczną ścieżką dźwiękową. Momentami zabawny ale też i depresyjny, zmuszający do myślenia.

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))