Strony

wtorek, 4 lutego 2014

FILTH




nie jest znanym angielskim reżyserem. Kręci niewiele i równie rzadko. Ostatni jego film oglądałam 6 lat temu. I od tego czasu cisza... Choć Cass (2008) zrobił wrażenie, czas który od tamtej chwili upłynął sprawił, że kompletnie wymazałam tego reżysera z pamięci. A szkoda... Po obejrzeniu FILTH mogę śmiało umiejscowić jego nazwisko obok nazwisk głównych twórców brytyjskiego nurtu kina społecznego: Arnold, Leigh, czy Loach. Choć FILTH bliżej jest do klimatów TRAINSPOTTING Boyle'a, niż któregoś z tytułów wspomnianych wyżej twórców,  to "realizm zlewu kuchennego" jest tutaj wszechobecny.



FILTH nie opowiada wielce złożonej historii. Fabuła jest prosta jak budowa cepa i to jej ogromny atut. Główny bohater, policjant Robertson, ma wielką chrapkę na awans zawodowy. Problem w tym, że takich jak on jest kilku. Robertson jest zdesperowany i zmotywowany jednocześnie. Kombinuje więc jak koń pod górę, by z wyścigu po stołek wyeliminować konkurencję. Cały urok filmu polega zarówno na jego humorze, jak i dialogach. Humor to przede wszystkim przezabawne pomysły bohatera na skompromitowanie swoich kolegów po fachu. Nie ma takiej rzeczy, której by się nie podjął. Jest zepsuty, zdeprawowany i nieziemsko zmotywowany. Jak walec rozgniata swoich konkurentów. I gdy finisz już czai się za rogiem musi stawić czoło największemu i najgroźniejszemu przeciwnikowi... samemu sobie.



Mogłabym tu opisywać złożoność charakteru, jaki posiada Robertson. Nie jest to bowiem człowiek nastawiony wyłącznie na cel. To postać zagubiona i psychicznie zniszczona. Wiele w nim żalu, który skutecznie przykrył złością i obudował szczelnie fantazjami. I o ile to człowiek, którego nie da się lubić, o tyle szczerze można mu współczuć.

"Filth" to jedna z lepszych komedii, jakie w tym roku obejrzałam. Mocno gorzkich komedii. Jak to bywa w brytyjskich filmach społecznych widz zostaje spuszczony do rynsztoka. Spotyka się z najróżniejszej maści zepsutymi lub też mocno zagubionymi osobnikami. A ich rozterki jeszcze bardziej pogłębia środowisko, w którym przebywają. I może dlatego tak bardzo nowy film Baird'a przypomina mi klimaty z "Trainspotting". Może nie tak radykalnie, ale i w "Filth" bohater zniża się do poziomu mrówki, nie ma oporów przed deprawacją i otoczony jest światem, który na trzeźwo nie sposób oglądać.



Zdaję sobie sprawę, że nie każdemu ten obraz przypadnie do gustu. Nie ma tu różowych flamingów przy basenie. Damy nie są wyfiokowane. A Panowie nie palą cygar w klubach golfowych. To rynsztok wypełniony zgnilizną i syfem. Nikt tu nie ma oporów, a wartości moralne zostały spuszczone wraz z porannym moczem. I gdyby nie rewelacyjne dialogi, świetna ścieżka dźwiękowa i  kreacje od najlepszych wyspiarskich aktorów, można by sobie palnąć z dwururki.
Absolutnie polecam!
Moja ocena: 8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))