Nigdy nie byłam wielbicielką kina włoskiego, nie mam nawet swoich ulubionych reżyserów. Parę tytułów mogłabym wymienić, a cała szkoła Felliniego i Antonioni jest dla mnie zagadką. Finalnie te kilkadziesiąt minut okazało się pięknym zaskoczeniem, zarówno w kontekście filmu REALITY, jak i tegorocznego zestawienia kina włoskiego. Póki co w rankingu "debeściak roku 2014" wygrywa WIELKIE PIĘKNO.
Reżyser filmu GOMORRA stworzył z banalnej historii studium myślenia abstrakcyjnego. Główny bohater Luciano to typowy Włoch. Jego południowa natura jest charakterystyczna i stereotypowa. Wyobraźmy sobie Włocha i z pewnością w każdej postaci filmu odnajdziemy jego namiastkę. Masa rozkrzyczanych znajomych, liczna rodzina, w tym wszędobylskie i wścibskie ciotki, a ponad wszystkim czuwa mamusia. Mamusia ma swój piedestał w sercu synka. Mamusia może skarcić, jednocześnie każdą głupotę synka przemilczy, a i gdy nabroi wesprze dobrym słowem. Luciano to gestykulująca dusza towarzystwa, kuglarz, cyrkowiec. Marzy o byciu w centrum uwagi, byciu podziwianym. On wchłania każdy wzrok skierowany na jego osobę. Jest spragniony sławy, atencji i uznania. Jego smak na flesze podsyca włoska edycja Big Brothera. Luciano postanawia wziąć byka za rogi i decyduje się na przesłuchanie do nowej edycji programu. Ten zapach "wielkiego świata" otumanił bohatera, a smród jaki się po nim rozniósł będzie go męczył, dławił i wyssie z niego resztki racjonalnego myślenia.
Matteo Garrone poprzez sympatyczną postać Luciano pokazuje nam jak blisko jesteśmy od kompletnego zidiocenia i jak niewiele trzeba, by słabości, czy kompleksy przezwyciężyły zdrowy rozsądek. Jak niewiele nam brakuje, by świat blichtru, próżności i pustki stał się kanonem i celem w naszym życiu. Luciano jest jak opętany. Zatraca równowagę pomiędzy życiem codziennym, a udziałem w programie telewizyjnym. Żądza jaka go ogarnęła staje się jedynym celem. Celem któremu podporządkowuje nie tylko swoje życie, ale życie całej rodziny. Celem, dla którego poświęca wszystko.
REALITY to bardzo aktualny film. W dobie gwiazdek i gwiazdeczek, celebrytów i celebrytek, ogłupiających programów dla młodzieży, i nie tylko, skutki otumanienia Luciano stają się bardzo realne. To zagrożenie płynące z nieumiejętności oddzielenia fantazji od rzeczywistości. Chęć "pójścia na całość" kosztem wyzbycia się godności i honoru na rzecz chwilowej sławy nie jest niczym abstrakcyjnym. Abstrakcja pojawia się w momencie zatracenia wartości. Abstrakcją jest tak radykalne przeistoczenie się bohatera. Abstrakcją staje się pragnienie, które finalnie, niczym perpetuum mobile, staje się celem samym w sobie.
Z jednej strony dziwią mnie tak niskie oceny tego filmu. Z drugiej rozumiem, że nie wszyscy odczytują zachowanie Luciano, jako irracjonalne, głupie i mega zabawne. I nie każdego obserwowanie przeistaczania się tej sympatycznej osobowości w maniakalnego psychola zmusza do głębszej refleksji. Wartości, w których się wychowałam radykalnie uległy zmianie. Sprawy, które wydają się kompletnie od czapy i totalnie niezrozumiałe, młodszych absolutnie nie dziwią. A nie dziwią, ponieważ są uznane jako kanon, pewnik. Nikt się nie zastanawia dlaczego lampa jest lampą, a nie stonogą. Tak jest, koniec, kropka.
Film mnie nie tylko wzruszył, ale bardzo rozbawił. To cudowny obraz neapolitańskiej rodziny. Pełno tu rozkrzyczanych, żywo gestykulujących osobowości. Cudownie ogląda się ten typowo włoski model rodziny, w którym mamma jest jak matrona, a wszelkie kokochy dwa metry za nią. Cudownie ogląda się to ciepło bijące z południowej mentalności. Ta witalność i radość po prostu zaraża. No i genialne kreacje aktorskie, zwłaszcza odtwórcy głównej roli Aniello Arena.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))