Strony

piątek, 28 lutego 2014

SMASHED




Nie jest łatwo ocenić film o alkoholizmie, gdy jeszcze nie tak dawno scenki rodzajowe Smarzowskiego w głowie szumiały. Alkoholizm jest tematem dość wdzięcznym w kinematografii. Budując historię kilku osób i ich zmagań z nałogiem można stworzyć bardzo przejmujący obraz. Jednak poprzeczka jest postawiona naprawdę wysoko. Od wszystkich rewelacyjnych ekranizacji powieści Bukowskiego, masy amerykańskich produkcji (np. 28 DAYS, BAD SANTA, WHO'S AFRAID OF VIRGINIA WOOLF?, HOUSE OF SAND AND FOG, CRAZY HEART) z kultowym w tej materii filmem LEAVING LAS VEGAS włącznie. Również ostatnimi czasy pojawiło się dość sporo tego typu produkcji - DRINKING BUDDIES, THE RUM DIARY, FLIGHT. Jak na tym tle wypada zatem SMASHED ? Bardzo przeciętnie, a gdyby pokusić się o zestawienie tego filmu chociażby z ĆMĄ BAROWĄ, FACTOTUM, czy nawet polskim ŻÓŁTYM SZALIKIEM obraz Ponsoldta wypada wręcz słabo i miernie.



Nie ukrywam, że nie byłam do filmu przekonana i dość długo woziłam się z seansem. Ostatecznie zachęciła mnie osoba reżysera i film THE SPECTACULAR NOW, którego autorem był właśnie 
Jak na tak ciężki i przygnębiający temat, jakim jest alkoholizm, Ponsoldt zbudował bardzo powściągliwą historię. Młodzi bohaterowie, mimo swego zamiłowania do przechylania kieliszków, raczej nie cierpią z powodów egzystencjalnych. Fabuła nie zawiera w sobie ciężkich opowieści o patologicznej rodzinie, notorycznej biedzie, czy traumatycznych przeżyciach z dzieciństwa, które to miałyby popchnąć bohaterów w alkoholową przepaść. Młodzi są dobrze sytuowani, piją by zabić czas. Piją bo okazji co nie miara. Co dziwne, skutki ich alkoholowych libacji również nie powodują trzęsienia Ziemi. Ocknięcie się bohaterki z pijackiego letargu zbudowane zostało na zupełnie nieprzekonywujących motywach. Wydaje się, jakby Posnoldt w budowaniu historii objął strategię ostrożnościową. Ten młody reżyser unika akcji rodem z rynsztoka, scen upadlających, czy kompletnej autodestrukcji. Całość przybiera formy podręcznikowej lub jak kto woli poradnikowej w stylu "1000 i 2 powody, dla których alkohol to samo zło".



Film nie jest przekonywujący i wypada naprawdę blado na tle wspomnianych wyżej produkcji. Autor liznął temat i całkowicie, świadomie lub nie, unikał wchodzenia w tzw.mroczną stronę problemu alkoholowego. Nie przekonały mnie relacje między małżonkami. A starcia wypadły jak okładanie się poduchami przez przedszkolaków. Zabrakło wstrząśnięcia, zabrakło emocji, zabrakło tego zniżenia się i pocałowania trotuaru, który tak istotną alegorią jest w życiu alkoholika. W zamian dostajemy sporą dawkę łopatologicznego wykładu na temat różnic w związkach alkoholików, w których jeden walczy z nałogiem, a drugi w nim tkwi oraz kilka zabawnych scen. Aktorzy również nie zaimponowali. Dramatyzmu tyle co na lekarstwo, a jak przypomnę sobie role Rourke, czy nawet Cage'a, o Burtonie i Taylor już nawet nie wspominam, to mi się flaki wywracają, tak słaby to poziom. Ale nie popadajmy w przesadyzm, miejmy wiarę w młodych i w reżysera, który na szczęście zrehabilitował się swoim następnym filmem i udowodnił, że potencjał w nim drzemie.
Moja ocena: 5/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))