Richard Curtis powinien dostać Oscara za scenariusze, które są klasycznymi wyciskaczami łez. Zwykłe historie, o niby zwykłych ludziach, a jednak... niekoniecznie. Jakby zwykłość była zbyt nudna i monotonna by kręcić o niej film. W kategorii romansu z pewnością tak jest, na dramat wpasowałaby się wprost idealnie. Zmyślnym szacher macher Curtis przedstawia nam bohatera, przeciętniaka, o urodzie dość wątpliwej, który ma niezwykły dar. Ten dar pozwala mu przenosić się w przeszłość i z lekka ją naginać. Ta niezwykła umiejętność z jednej strony jest obarczona kilkoma wadami, z drugiej możliwość korekty błędów przeszłości wydaje się być bezcenna.
Gdyby zastanowić się głębiej nad sensem tej historii, to poza powyższą możliwością podróżowania w czasie, nie ma ona nic w sobie nadzwyczajnego. Opowiada o perypetiach rodzinnych. Snuje moralizatorskie wstawki typu "chwytaj dzień". I kreśli cudowny obraz lekkiego życia rodziny wielodzietnej. Curtis jest mistrzem obrabiania kanciastego kloca w kształt idealny. Cała bowiem historia okraszona jest paroma ciekawymi postaciami, sporą dawką humoru, typowego angielskiego sarkazmu, bez którego ten film byłby nieznośną męczybułą. Rozbawiła mnie scena wesela w iście wyspiarskiej aurze, natomiast gwoździem do trumny okazało się połączenie pogrzebu z piosenką Cave'a "Into my arms" (bitch plizzz!).
Sporym atutem (to jedyny powód, dla którego dotrwałam do końca) to naprawdę dobre dialogi. Bardzo inteligentne, cięte riposty, życiowe i niezwykle naturalne. W tej materii Curtis jest mistrzem. Poziom sarkazmu nie osiągnął tego z CZARNEJ ŻMII, ale widać że autor nie zapomniał gdzie szlifował swoją formę. Nie jestem jednak odbiorcą tego typu filmideł. Choć czasami zdarza mi się trafić na perełki. Zabrakło mi jednak polotu z CZTERECH WESEL..., czy uroku z TO WŁAŚNIE MIŁOŚĆ.
Wybiję się z lekka poza margines. Lukrem ociekał mi ekran, a ilość schematów i emocjonalnych chwytów były poniżej mego pasa. Mimo wszystko, to nadal przyjemne, lekkostrawne kino, które z pewnością będzie strzałem w dziesiątkę dla fanów łzawej, wzruszającej tematyki.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))