Kino filipińskie nie jest szczególnie znane w naszych rejonach geograficznych i również nieszczególnie rozpowszechniane. Przejrzałam więc z ciekawości moje statystki i w ciągu czterech lat obejrzałam raptem 3 tytuły (KINATAY, LOLA, LILET NEVER HAPPENED), z których żaden nie zrobił na mnie większego wrażenia. To filmy głównie o tematyce społecznej, traktujące o biedzie, nieszczęściu i niesprawiedliwości. Biorąc pod uwagę poziom życia przeciętnego filipińczyka trudno się doszukiwać szczęśliwości. W tych czterech tytułach nie tylko wątek biedy jest eksponowany. Filipiny to jeden z niewielu krajów świata, w których prostytucja nieletnich staje się jedynym możliwym sposobem na wyrwanie się z biedy.
GRACELAND to bardzo ciekawie skonstruowany kryminał. Z inteligentnie nakreśloną intrygą, której rozwiązanie zaskakuje na samym końcu.
Marlon samotnie wychowuje nastoletnią córkę, gdy tymczasem jego żona walczy o życie w szpitalu. Bohater by utrzymać siebie i córkę oraz zarobić na drogie leczenie żony od lat pracuje jako kierowca dla wysoko postawionego polityka. I jak to u polityka bywa władza stwarza mu nie tylko okazje, ale daje przyzwolenie do naciągania prawa. Słabość polityka do nieletnich prostytutek zostaje umiejętnie wykorzystana przez porywaczy, którzy dla okupu postanawiają porwać jego córkę. Zbiegiem nieszczęśliwych okoliczności w akcję porwania zostaje wplątany główny bohater - Marlon wraz ze swoją córką.
Jest to najlepszy kryminał filipiński jaki dotąd widziałam, choć nie było tego wiele. Zarówno dramat młodego ojca, jego walka o utrzymanie rodziny i pomoc chorej żonie zostały bardzo dobrze nakreślone. Reżyser równie dobrze przedstawia zarazę filipińską, czyli prostytuowanie się dziewczynek. Genialnym posunięciem było też wplątanie w kryminał polityka, osoby która ma nie tylko znajomości, ale również ogromne wpływy. Filipiny jawią się więc krajem nie tylko o ogromnym ubóstwie, ale również wielce skorumpowanym. Ludzkie dramaty stają się przez to jeszcze bardziej tragiczne, a człowiek jest w stanie przekroczyć wszelkie granice, by utrzymać się na powierzchni.
Reżyser Ron Morales bardzo umiejętnie przemieszał wątek dramatyczny z kryminalnym. Zbudował ciekawą nić powiązań zakończoną niezwykle czytelną intrygą. Warto więc doczekać do końca, bowiem on uzasadnia cały ten zgiełk i szamotaninę emocjonalną na ekranie. Muszę przyznać, że tym razem filipińskie kino w pełni mnie usatysfakcjonowało i nie znajduję powodów do narzekań.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))