Nie oglądałam pierwszej odsłony THE PURGE, a i ta nie zachęciła mnie kompletnie, by tę stratę nadrobić. Konstrukcja fabuły nie wydaje się odbiegać od poprzednika. I tutaj akcja toczy się w niedalekiej przyszłości, w której Ameryka to kraj szczęśliwości i prosperity, a raz na rok rząd przyzwala na marcowe oczyszczenie. W ciągu 12 godzin raz do roku obywatele mają prawo wziąć broń do ręki i pozabijać siebie na wzajem. Czy zrobią to z chęci odwetu, pomszczenia krzywd, nienawiści, czy zawiści - nikogo nie interesuje. Mają 12 godzin, w których życie ludzkie nie ma kompletnie żadnej wartości i mogą z nim robić, co dusza zapragnie.
Spodziewałam się dziczy na ekranie, mega wypasionej rozwałki, hektolitrów krwi i agresji rozpierającej ekran, a otrzymałam dramatyczne pitu pitu z niemrawym motywem zemsty. Obawiam się, że gdyby Azjaci wzięli ten projekt w swe małe rączki wyszłoby z tego niemałe gore. W przypadku amerykanów, ta wygładzona, estetyczna i kompletnie nie poruszająca jatka jest mdła, niemrawa i pozbawiona pazura. Razi absolutnie wszystko. Brak wartkiej akcji. Irytujące postaci, które zachowaniem przypominają dzieci ze szkoły podstawowej. Motyw zemsty, który jest tak kompletnie od czapy, aż boli. Brak pomysłu na zakończenie filmu, które okazało się najprostszym wyjściem z możliwych. Równie drętwo DeMonaco przemycił wątek ideologiczny, w którym bogaci eksploatują swe finansowe wpływy dla własnej rozrywki wykorzystując biednych, a rząd wspiera chory system dla zachowania status quo. Nie jest to projekt ani oryginalny, ani zaskakujący, choć idea wprowadzenia 12 godzinnej czystki wydaje się brutalna, ale też i intrygująca, jednak absolutnie nie spełniła moich oczekiwań.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))