Jakże zmylił mnie gatunek tego filmu. Dramat ?! Biorąc pod uwagę zarys fabuły, jakieś cząstki dramatu VERY GOOD GIRLS posiada, ale zdecydowanie bliżej mu do romansu lub melodramatu. Całkowicie nie trafiony pomysł i absolutnie stracony czas, tak krótko mogę podsumować ten seans.
VERY GOOD GIRLS, jak sam tytuł wskazuje to historia dwóch przyjaciółek, z zamożnych rodzin, które przed dzień wyjazdu na studia zakochują się w tym samym chłopaku. Problem w tym, że ów chłopak upatrzył sobie tylko jedno dziewczę. W ramach przyjacielskiej lojalności jedna z bohaterek po kryjomu spotyka się z oblubieńcem, gdy w tym czasie druga ostro smali do niego cholewki. I jak z powyższego widać o dramat nie trudno.
Kompletnie bezpłciowy to obraz okraszony dylematami dorastających dziewic, które w ramach inicjacji postanawiają wyłowić sobie partnera na pierwszy seks. Gdy sytuacja życiowa nieco się komplikuje, ani jedna, ani druga nie potrafi racjonalnie jej rozwiązać. Film trąci dyletanctwem i niedojrzałością zarówno w zarysie fabuły, jak i zachowaniu bohaterek. Młodzieńcze uniesienia wprawdzie rządzą się irracjonalnymi prawami, jednak w takiej formie mnie absolutnie nie przekonują.
Co najdziwniejsze, obsada aktorska jest wręcz zaskakująca. Obok zdolniejszej Olsenówny i starszej Fanning na drugim planie zobaczymy Demi Moore, Ellen Barkin, Richarda Dreyfussa, czy Clarka Gregga. Niestety każdy z tych ról jest słabo rozbudowana, jakby scenarzyście zabrakło pomysłu na sensowne nakreślenie postaci. Skupił się bowiem na głównych bohaterach, gdy drugi plan leżał pokotem i bełkotał zdania bez składu i ładu. A rola Petera Sarsgaarda wywołała u mnie salwy śmiechu. A szkoda. Zdecydowanie ciekawiej oglądałoby się Moore i Barkin, niż Olsen i Fanning, słuchając przy tym infantylnych dylematów dorastających psiapsiółek, które rozsadza burza hormonalna. Marne to było i kompletnie bez wyrazu.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))