Strony

czwartek, 20 listopada 2014

ST. VINCENT [2014]





Moje pierwsze spotkanie z reżyserem Theodore Melfi i całkiem przyjemne. Nie jest to wprawdzie zbyt oryginalna komedia i w wielu wątkach czuć mocną nutę inspiracji filmem GRAN TORINO, mimo wszystko perypetie starego malkontenta i jego młodziutkiego podopiecznego wypadają nadzwyczaj lekko i humorystycznie.



Ogromnym atutem tego filmu są cierpkie i uszczypliwe dialogi głównego bohatera, tytułowego Vincenta [Bill Murray]. Typ samotnika, malkontenta i mizantropa, stroniącego od ludzi i życiowego zgiełku. Samotnie zamieszkuje swój podupadający dom, a jedynym jego kompanem jest kot oraz przyjaciółka od nocnych igraszek - rosyjska, ciężarna prostytutka Daka [Naomi Watts]. Vincent niewiele ma rozrywek. Do jego ulubionych należy trwonienie kasy na konnych wyścigach i zalewanie robaka w zaprzyjaźnionym barze. Vincent klnie jak szewc, ma w głębokim poważaniu konwenanse i generalnie wypina swój starczy tyłek na objawy hipokryzji tego świata. Jego spokój burzy nowa sąsiadka i jej syn. Z powodu kłopotów finansowych Vincent decyduje się zaopiekować chłopcem zapracowanej sąsiadki. Tandem zgorzkniałej i cynicznej niani oraz introwertycznego chłopca staje się powodem wielu komicznym sytuacji.



Theodore Melfi stworzył przyzwoitą komedię, którą oparł na zabawnych dialogach i ciekawej charakterystyce postaci. To one właśnie nadają temu obrazowi kolorystyki i urozmaicenia. Zarówno odgrywana przez Watts prostytutka, zgorzkniały Murray, wyjątkowo sympatyczna McCarthy, jak i neoliberalny ksiądz, którego zagrał Chris O'Dowd stały się nie tylko popisem aktorskich umiejętności, ale sercem tej komedii. Bohaterowie są trzonem tego filmu i na nich bazuje moc humoru. Obraz wprawdzie nie jest pozbawiony wad. Przeszkadzało spowolnienie w końcowych scenach oraz zbyt wyeksponowany sentymentalizm. Z pewnością i ten znajdzie swoich zwolenników. Z mojej strony nie ma wstydu, by zachęcić Was do seansu ze świętym Wincentym, który mimo zgorzkniałej natury znajduje w sobie wiele pokładów życzliwości, a przy tym jest naprawdę zabawny.
Moja ocena: 7/10

1 komentarz:

  1. Gran Torino oglądałam i podobało mi się. Lekki sentymentalizm czasem wcale nie jest zły. Na dodatek bardzo lubię Murray'a, zwłaszcza po "Między słowami", więc chyba sobie obejrzę Św. Vincentego

    OdpowiedzUsuń

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))