Moje pierwsze spotkanie z duńskim reżyserem Andersem Morgenthalerem i niekoniecznie udane. Nie będę ukrywała, że do seansu przekonała mnie wyłącznie obsada filmu I AM HERE. Zawsze sceptycznie podchodzę do reżyserów, którzy w swej twórczości nie potrafią odnaleźć drogi i miotają się między kolejnymi gatunkami filmowymi. Morgenthaler nie jest tutaj wyjątkiem. Reżyser w swoim dorobku ma horrory, dramaty i nawet animacje dla dzieci.
Film opowiada o bogatej Amerykance, która przyjechała do Niemiec zarządzać jedną ze stoczniowych firm. Maria to kobieta materialnie spełniona. Żyje ponad stan, ma kochającego męża, niestety tę sielankę przerywa kolejne poronienie. Maria po latach starań o dziecko dowiaduje się, że nie będzie mogła być matką. Mąż po kolejnych próbach dotarcia do rozsądku małżonki opuszcza ją, a Maria wyrusza w podróż na wschód, gdzie kwitnie nielegalny handel niemowlakami.
I AM HERE nie jest obrazem przekonywującym. Temat jeden z wielu, fabuła oklepana, a i charakterystyka postaci sztampowa. Film jest bardzo schematyczny, a w miarę zawiązywania akcji staje się dziurawy, niczym ser szwajcarski. Masa niedopowiedzeń, luk fabularnych, które albo są usprawiedliwieniem braku pomysłu na rozwiązanie, albo wynikają z niepotrzebnego pośpiechu. Jakby nie patrzeć, film Morgenthalera w niczym nie odstaje od propozycji filmowych mówiących o problemie bezpłodności i nieodpartym pragnieniu posiadania potomka, nawet za każdą cenę. Z pewnością światełkiem w tunelu jest kreacja Kim Basinger i trzeba przyznać, że stworzyła bardzo dramatyczną postać. Liczyłam również, na jednego z moich ulubionych skandynawskich aktorów Petera Stormare. Niestety, autorowi scenariusza zabrakło pomysłu na tą demoniczną postać, co sprawiło, że aktor był praktycznie nieobecny.
Sporym atutem tego filmu były ciekawe ujęcia i kadry. Zdjęcia na tle brutalnej, filmowej rzeczywistości wypadły niezwykle poetycko. Muszę przyznać, że reżyser ma pomysł na film, tylko niekoniecznie wie, jak sprawnie go zrealizować. Bądź co bądź, nie będę nikogo przekonywała, że ten film to arcydzieło. Seans z I AM HERE można traktować jako ciekawostkę, a jeśli reżyser nabierze ogłady, to może jeszcze o nim usłyszymy. Potencjał jest!
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))