Moje pierwsze spotkanie z filipińskim reżyserem Lav Diaz, choć w swoim port folio posiada pokaźnych rozmiarów dorobek. Nie będę ukrywała, film NORTE, KONIEC HISTORII nie należy do łatwych, przyjemnych i bezbolesnych seansów. Obraz trwa ponad 4 godziny, wymaga więc od widza dużych pokładów cierpliwości i zrozumienia. Mam pewne zastrzeżenie, o czym napiszę za moment. Podsumowując, film bardzo mi się podobał i uważam, że to jedna z bardziej oryginalnych i ciekawych propozycji od jakiegoś czasu.
Akcja toczy się w północnej prowincji Filipin [tytułowe Norte] i opowiada o losach trzech rodzin. Ich drogi zejdą się w kluczowym momencie. Spotykamy więc studenta prawa, który ze względów ideologicznych opuścił uczelnię. Charakter mocno buńczuczny, zacietrzewiony, pełną gębą rewolucjonista. Swoje szczytne idee poparłby czynem, jednak nie znajduje zbyt wielkiego oparcia w swym radykalizmie wśród znajomych. Po przeciwstawnej stronie, Diaz stawia nam bardzo ubogie małżeństwo. Problem z nogą wykluczył małżonka z pracy zarobkowej, utrzymanie domu i rodziny pozostało więc na głowie żony. Ich niekończące się problemy finansowe zmuszają małżeństwo do powolnego wyprzedawania swego skromnego majątku. Zastawiają więc, co tylko mogą, u zaprzyjaźnionej właścicielki lombardu, której postać stanie się kluczem tego filmu.
Nie będę Wam psuła zabawy, opowiadając o dalszych losach trójki bohaterów i przyczynach zetknięcia się ich dróg. Cała przyjemność leży u podstaw zapoznawania się z fabułą. Nadmienię jedynie, że autor scenariusza znacząco inspirował się "Zbrodnią i karą" Dostojewskiego. Wpływ powieści jest wręcz namacalny. Scenarzysta jednak wzmocnił i obudował losy bohaterów sporą dawką fatalizmu.
To właśnie wspomniany scenariusz i prostota z niego płynąca jest największym atutem tego filmu. Akcja zaskakuje, bohaterowie są wielowymiarowi, a ich charakterystyka poddana została wyjątkowej głębi. Nic w tym obrazie nie jest jednoznaczne i o ile wina leży zdecydowanie po jednej stronie, co do tego nie ma wątpliwości, to już sam winowajca, jego postępowanie i przeszłość nie podlegają tak jednoznacznej ocenie.
Świetny dramat. Zaskakująca postawa bohaterów i ukazanie tej samej historii z wielu perspektyw. Dostrzegamy skutki egoistycznych decyzji. Jakie mogą mieć wpływ na życie jednostek. Jak łatwo można zrujnować życie innym, rujnując przy okazji własne. Fabuła przesączona jest rozważaniami na temat etyki i moralności. Czy życie ludzkie ma jakąś wartość? Jeśli tak, czy można odkupić swoje winy, oczyszczając jednocześnie sumienie z wyrzutów? Czy można iść przez życie beztrosko mając ręce zbrukane krwią? Na te pytania nie znajdziemy odpowiedzi, ale dostrzeżemy, że nawet najbardziej wyrachowane jednostki mają swoje chwile słabości. Diaz porusza również drugą ważną kwestię dotykającą wpływu rodziców, a raczej jego braku, na wychowanie dzieci. Wychowanie pozbawione bliskich, ich oparcia, w którym wartości zostają rozmyte, a skutki błędnych decyzji trzeba poznawać wyłącznie poprzez własne, często bardzo bolesne, doświadczenia.
NORTE, KONIEC HISTORII to z pewnością nietuzinkowy epos. Ciężko poleca się filmy 4-ro godzinne, ale z mojego punktu widzenia, było warto. Przyznaję, że nie jestem miłośniczką filmów trwających dłużej, niż klasyczne 90 minut. Z pewnością największym mankamentem jest tutaj rozwleczony do granic możliwości czas. Długie ujęcia, nieśpieszne kadrowanie, jakbyśmy byli częścią życia filmowanych rodzin. Drobiazgowość i szczegółowość jest tutaj z jednej strony mankamentem, z drugiej przybliża nas do poznania bohaterów. Na szczęście zdjęcia są piękne, więc i ból mniejszy. Czas jest tutaj sporym ograniczeniem, jednak seansu absolutnie nie żałuję.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))