Strony

niedziela, 15 marca 2015

INHERIT THE WIND [1960]




Kto sieje wiatr, ten zbiera burzę... tak krótko można opisać, to co dzieje się przez dwie godziny na ekranie. Genialny dramat sądowy, obarczony sporą dawką emocji, pobudzający do rozmyśleń i skłaniający do refleksji. Kilkadziesiąt ładnych lat minęło, a ja po obejrzeniu tego filmu odnoszę wrażenie, że stoimy w miejscu. I tak jak bohater stwierdził, czas jest pojęciem relatywnym. Pytanie zatem, czy to my stojąc w miejscu oddalamy się od zmian, czy zmiany tak szybko pędzą, że my za nimi nie nadążamy?



Stanley Kramer buduje mocno kontrowersyjny dramat wokół równie kontrowersyjnego zestawienia nauka vs.religia. Małomiasteczkowa społeczność, niezwykle religijna zostaje oburzona naukami młodego nauczyciela o Teorii Ewolucji Darwina. Już sama myśl, że człowiek wywodzi się od małpy jest bardzo kontrowersyjna. W zestawieniu z Księgą Rodzaju brzmi wręcz niczym świętokradztwo, herezja i szatańskie nawoływanie. Miasto postanawia wytoczyć proces nauczycielowi i jego naukom, które są niezgodne z tamtejszym prawem. Na proces przybywa dwójka elokwentnych i zadziornych prawników, z których jeden stanie w obronie oskarżonego, drugi zacięcie będzie go pogrążał.


Obraz w pigułce ukazuje nam same przykre cechy, którymi obarczony jest gatunek ludzki od zarania dziejów. Bigoteria, zakłamanie, zaściankowość, hipokryzja, nienawiść, czy nawet głupota. Wszystkie te cechy reprezentuje społeczność miasteczka, jego przywódcy, którzy bardziej zważają na wyniki wyborcze, niż własny racjonalizm. Wiara w Boga jest tu wiarą ślepą, wręcz średniowieczną, która przywołuje w pamięci Świętą Inkwizycję i proces Galileusza, który ośmielił się złamać naukowymi teoriami dogmaty wiary. Wprawdzie nie spalono nikogo na stosie, jednak społeczność dała upust odgrażaniem się, pieniactwem i nawoływanie na męki piekielne.
Drugą postawę, tę racjonalną, nie pozbawioną wiary i humanitaryzmu reprezentowała strona obrony. To ona dodawała wiary w człowieka, gdy pozbawiali jej pozostali. Kiełkujący fundamentalizm pozbawiony podstawowych założeń miłosierdzia i przebaczenia mocno nakreślił los bohatera i tylko małostkowe interesy uchroniły go przed ostracyzmem.



Ciężko ogląda się film, który niewiele stracił na swej aktualności. Wprawdzie rozłam pomiędzy Kościołem a nauką nie wzbudza już takiej nienawiści, jednak dzisiejszy świat nie jest jej również pozbawiony. Z pewnością ową naukę zastępują inne składowe, ersatze, które chętnie dokarmiają ludzkie słabości. Czy można więc winić religię za taki obrót spraw? Błędy tkwią w człowieku i póki sami nie nauczymy się akceptować własnych słabości i próbować ich zmieniać, zamiast pogłębiać, historia zataczać będzie dalej swe błędne koło.
Rewelacyjny film. Wspaniałe, mądre dialogi, podkoloryzowane sporą dawką humoru, ironii i ostrego, jak brzytwa cynizmu. Cudownie nakreślone postaci, no i obsada - wybitna. Duet Spencer Tracy - Fredrich March nie do zastąpienia. Aktorska poprzeczka, której żaden ze współczesnych aktorów nie dosięgnie. Drugi plan równie cudowny - Gene Kelly, Donna Anderson, Harry Morgan.
Polecam! Takie filmy pojawiają się raz na kilkadziesiąt lat i pozostają długo w pamięci.
Moja ocena: 9/10

1 komentarz:

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))