Po wszystkich ochach i achach liczyłam, że Dolan powróci do czasów, w których tak mnie zaraził swoim kinem, a właściwie filmem WYŚNIONE MIŁOŚCI. To od niego moja podróż z Dolanem się zaczęła i coraz bardziej odnoszę wrażenie, że i na nim skończy.
Dolan po ZABIŁEM MOJĄ MATKĘ, kontynuuje temat matczynych ułomności, rodzicielskich schiz i wychowawczego grajdoła, w którym wszystko kupą leży i pachnie. Tam właśnie znajduje się główna bohaterka wraz ze swym nadpobudliwym synkiem oraz znerwicowaną sąsiadką. Ta trójka przez większość filmu wspiera się we własnych urojeniach, wizjach lepszej przyszłości i marzeniach o krainie szczęśliwości, której nigdy nie zaznają. Życie co rusz przypomina im o sobie, dając ostrego kopniaka, jednak obie Panie, albo są ślepe, albo chcą nimi być, bowiem kompletnie nic do nich nie dociera, a one samie ułomnie pielęgnują swoje życie tocząc je w czarną czeluść.
MOMMY jest historią przeniesioną w niedaleką przyszłość. Dolan snuje swój wywód, co by było, gdyby rodzice od tak, bez problemu, dla kaprysu, świętego spokoju, czy strachu przenosili odpowiedzialność wychowawczą na państwo, powierzając opiekę nad dziećmi ośrodkom wychowawczym. Nie trzeba być Einsteinem, by przewidzieć konsekwencje takich czynów i właśnie infantylizm i naiwność fabuły najbardziej mnie irytowały.
Dolan jest mistrzem kolażu. Malarzem, który z kadrów i ujęć czyni cudowny obraz pełen barw, zróżnicowania i głębi. Użył ciekawej techniki. Większość filmu oglądamy w formacie 4x4. Nie jest to zabieg przypadkowy. Ciasne kadrowanie symbolizuje relacje bohaterów. Duszna, wręcz klaustrofobiczna atmosfera, histeryczne zacieśnianie więzi, brak przestrzeni i poczucia swobody. Obraz zmienia swoje proporcje w chwilach, w których bohaterowie rozkoszują się bezceremonialną wolnością, szczęściem i niezależnością. To właśnie technika Dolana wciąż pozostaje na wysokim poziomie i zaskakuje pozytywnie, gdy cała reszta powoli zaczyna mnie irytować. Ścieżka dźwiękowa, w moim odczuciu, kompletnie niedopasowana. A utwory wypadają dość dziwnie w połączeniu z obrazem, a zwłaszcza z tym co na ekranie ma miejsce. Klimaty kiczu i hipsterstwa wciąż są żywe i nie dają o sobie zapomnieć. Zaczyna mi przeszkadzać permanentne wałkowanie, przez wszystkie jego filmy, spowolnień, czy intensywnej kolorystyki. W jego filmy wkradła się pretensjonalność, która mocno mi doskwiera. I o ile problem filmu jest ważki i powinno się o nim mówić, o tyle w takiej wersji, z tak skonstruowanymi, rozhisteryzowanymi, chaotycznymi bohaterami, absolutnie do mnie nie przemawia.
Biorąc pod uwagę większość ocen jestem za pewne w mniejszości z moja oceną MAMY. Cóż poradzić... dojrzałość emocjonalna Dolana jest dla mnie wciąż mało dojrzała. Kiedy skończy z krzykliwą estetyką swoich filmów i wejdzie w głąb postaci na dobre [niedopracowana postać sąsiadki, postać pełna niedomówień i niewiadomych], może w końcu się zachwycę. Póki co, aktorsko-wizualna perełka, ale w środku wieje chłodem. Jest to z pewnością Dolan inny, bez ostentacyjnej seksualności, poważny. Mimo wszystko, nie przekonał mnie i powoli tracę nadzieję na odrodzenie.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))