John Madden po czterech latach głębokiego oddechu zabrał się za kontynuację sercowych uniesień uroczej trzódki angielskich emerytów stacjonujących w Indiach. Niestety nie zachwyciła mnie druga odsłona. Obie części są pełne uroku, dyskretnego humoru i ciepła. Jednak najnowszy projekt Maddena już tak nie bawi, nie wzrusza, nie emocjonuje. Jest nudny, sztampowy i przewidywalny. Mam wręcz wrażenie, że robiony na siłę, zupełnie niepotrzebny.
Madden nie odkrył Ameryki w tej kontynuacji. DRUGI HOTEL MARIGOLD pokazuje nam w większości znanych nam z pierwszej części bohaterów, którzy za miejsce swej starości wybrali sobie piękne, kolorowe i tętniące życiem i energią Indie. Bohaterowie przeżywają nie tylko drugą młodość, ale i sercowe rozterki. Filarem tej opowieści jest młody menadżer i jego ambitny plan wybudowania drugiego Hotelu Marigold. Chłopak szuka sponsorów, a z pomocą ma mu przyjść bogaty biznesmen z Ameryki.
Historia bazuje na tym samym układzie, co poprzednio. Reżyser wprowadził wprawdzie kilka nowych postaci dla odświeżenia formuły, ale jest to raczej odgrzewanie starego kotleta. Forma jest ta sama. Nadal mamy do czynienia z tą samą problematyką, nadal oko pieszczą cudne widoki Indii, nadal smutek i rozgoryczenie łagodzone są ciepłym humorem, sympatycznymi bohaterami i ich przeogromną chęcią czerpania z życia garściami.
Niestety film nuży i to częściej niż mogłabym się tego spodziewać. Scenariusz momentami aż lepi się od ilości lukru i słodyczy, a miłosne rozterki wydają się być z lekka przerysowane [zwłaszcza w przypadku bohatera granego przez Richarda Gere].
DRUGI HOTEL MARIGOLD nie jest tak dobry, jak pierwszy. Drugi raz również do tego filmu nie wrócę, choć pierwszą część mam ochotę sobie odświeżyć. Czasami odcinanie kuponów nie spełnia swego zadania. I to jest świetny tego przykład.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))