Strony

sobota, 10 października 2015

KNOCK, KNOCK [2015]




Eli Roth należy do reżyserów, którzy tworzą mało wybredne kino. Większość z pewnością kojarzy go z brygady skalpującej nazistów w INGLOURIOUS BASTERDS Tarantino. Z resztą Roth i Tarantino to przyjaciele i o ile jeden kręci filmy dla szerokiej publiczności, drugi tworzy kino niszowe. Roth specjalizuje się w horrorach, czy KNOCK KNOCK można uznać za horror? W języku Rotha z pewnością nie. Większość jego obrazów do tej pory nie grzeszyła wyrafinowaniem. Na ich tle KNOCK, KNOCK to niewinna przejażdżka na wakacje. Znajdziemy tu bowiem więcej psychologicznej jazdy, niż wylewania flaków.



Historia jest klasyczna, a postaci schematyczne do bólu. Evan mieszka w pięknym domu w spokojnej okolicy wraz z żoną i dwójką dzieci. Wszyscy tworzą niezwykle szczęśliwą rodzinę, tak szczęśliwą, że można rzygnąć tęczą. Kiedy żona wraz z dziećmi wyjeżdżają nad morze, Evan pozostaje sam, by popracować. Nic nie wskazuje, że dwie zagubione dziewczyny, które przypadkiem nawiedziły jego dom w prośbie o pomoc, stworzą Evanowi piekło i nabawią bohatera niezłej nerwicy.
Generalnie rzecz ujmując, jest to klasyczna opowieść, jakich mnogo. Kolesia, którego żona trzyma w seksualnej frustracji od miesięcy, odwiedzają dwie gorące laski i robią ustawkę z marzeń każdego faceta. Laski się prężą, wyginają, aż facet w końcu wymięka. Nie ma jednak tak dobrze. Po upojnej nocy, sympatyczne dotąd dziewczęta dostają szajby i wymierzają gościowi surową karę za zdradę.



Roth zmienił kierunek w swoich filmach. KNOCK KNOCK na tle jego dotychczasowych produkcji to bardziej thriller, niż horror. Reżyser brutalność i okrucieństwo pozostawia z boku, a tonu nadaje psychologicznym gierkom i testowaniu psychicznej wytrzymałości. Nie da się ukryć, że charakterystyka postaci sprawia, że widza dosięga irytacja wręcz gargantuiczna. Irytują głupie dziewuchy i bohater naiwny oraz bierny do bólu. I choć sam obraz nie należy do kina najwyższych lotów, oglądało się go bez większego bólu. Keanu w początkowych scenach był drętwy jak stuletni nieboszczyk w górach Alaski, jednak z czasem się rozkręcił. Nie oszukujmy się jednak, poziom jego aktorskich umiejętności pozostawia wiele do życzenia. Co więcej, film momentami mnie bawił. Sama nie wiem, czy to z powodu głupiego scenariusza, czy faktycznie zabawnych dialogów. Stawiam na to pierwsze. W każdym razie, scena końcowa jest genialna i absolutnie w punkt.
Moja ocena: 6/10 [w tym +1 za końcową scenę]

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))