Filmy Ridleya Scotta od kilku lat to równia pochyła. Wiele lat minęło od jego obrazu AMERICAN GANGSTER, ostatniego filmu, który zrobił na mnie wrażenie. Ani PROMETEUSZ, ani ADWOKAT, ani tym bardziej EXODUS nie spełniły oczekiwań, jakie pokłada się w tak wielkim reżyserze. I już zaczęłam posądzać Scotta o wstecznictwo, odcinanie kuponów i na myśl o kolejnym PROMETEUSZU dostawałam odruchu wstecznego, a tu pełne zaskoczenie. MARSJANIN okazał się filmem dobrym i jak na Scotta ostatnich lat, zaskakująco dobrym.
Reżyser postanowił zekranizować powieść Andy Weira pod tym samym tytułem. Główny bohater, astronauta Mark Watney w wyniku wypadku pozostaje sam na Marsie. Pozostali uczestnicy tej ekspedycji, przekonani o śmierci swego kompana opuszczają tę planetę.
Scott w bardzo przejrzysty sposób opowiada nam historię Marka. Jesteśmy świadkami niesamowitej woli życia oraz asymilacji w bardzo nieprzyjaznych warunkach. To chęć przetrwania oraz płynąca z ludzi życzliwość zostaną przeciwstawione zimnej, korporacyjnej rachubie.
Obawiałam się tego filmu. Trailery raczej mnie nie przekonywały. Obawiałam się ziejącej z ekranu nudy. W końcu nie jest to film akcji, a opowiadanie o samotnym człowieku w kosmosie, co może wydać się nużące. A jednak Scott połechtał moją ciekawość. Bardzo lekki sposób opowiadania i sporo humoru sprawiły, że te prawie dwie i pół godziny minęły szybko.
Gdyby można było porównać fabułę MARSJANINA do znanych nam filmów, to z pewnością byłby to CAST AWAY. Historia Marka jest bardzo podobna do tej, której doświadczył Chuck Noland. To co różni te filmy to z pewnością scenerie. Odniosłam również wrażenie, że Scott pozazdrościł ścieżki dźwiękowej STRAŻNIKOM GALAKTYKI. Soundtrack wniósł do tego nowoczesnego filmu sporą dawkę retro.
Gdyby można było porównać fabułę MARSJANINA do znanych nam filmów, to z pewnością byłby to CAST AWAY. Historia Marka jest bardzo podobna do tej, której doświadczył Chuck Noland. To co różni te filmy to z pewnością scenerie. Odniosłam również wrażenie, że Scott pozazdrościł ścieżki dźwiękowej STRAŻNIKOM GALAKTYKI. Soundtrack wniósł do tego nowoczesnego filmu sporą dawkę retro.
W moim odczuciu MARSJANIN nie oddaje realizmu tak, jak go odebrałam w GRAWITACJI, natomiast jest przesączony optymizmem. Film mi się podobał. Zarówno efekty specjalne, aktorstwo, zdjęcia i ścieżka dźwiękowa były na odpowiednim poziomie. Możemy również odnotować pewien sukces. Tym razem postać grana przez Seana Beana nie ginie, a dyskusja o Władcy Pierścieni w jego obecności wypadła nad wyraz komicznie.
Ridley Scott długo kazał czekać na swój powrót. MARSJANIN bowiem, to od dłuższego czasu jeden z jego najlepszych filmów. I liczę na więcej, zwłaszcza że zabiera się za moją ulubioną postać filmów sci-fi, Aliena.
Moja ocena: 7/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))