Strony

sobota, 31 marca 2012

THE HUNGER GAMES

Pewnie nie przysłużę się zwolennikom Suzanne Collins, ale całkowicie mnie ten film nie rozwalił, mało tego wydał się przy długi, biorąc pod uwagę rozwlekanie mało istotnych scen dla fabuły.
Sama historia również jest oklepana i mało nowatorska. Turnieje polowań na ludzi popełniano już w takich filmach, jak THE TOURNAMENT, THE CONDEMNED, SURVIVING THE GAME, GAMER, RUNNING MAN, DEADLY PRAY. Jak widać sporo tego było, a pewnie znalazłoby się jeszcze z parę tytułów.
Jedno co mnie urzekło to fantastyczne ujęcia. Pierwsza scena rozpoczynająca igrzyska była naprawdę brutalna. Czuło się na plecach to ciśnienie i parcie na przeżycie wśród uczestników.
Piękne zdjęcia poparte oryginalną ścieżką dźwiękową. Pierwszy raz od dłuższego czasu zauważyłam, że cisza na ekranie ma o wiele więcej wyrazu, a muzyka byłaby wyłącznie zakłóceniem. Genialne wyczucie i manipulowanie emocjami widza.
Nie warto roztrząsać drugiego dna, czyli podtekstu. Przypomina mi się genialny V FOR VENDETTA, tylko ta pozycja skierowana było do znacznie poważniejszej części widowni. W przypadku THE HUNGER GAMES odnoszę wrażenie, że Collins pozazdrościła autorkom THE TWILIGHT, czy HARRY POTTER i postanowiła na bazie głębszego problemu stworzyć młodzieżowe love story. I tu, dla mnie, pies pogrzebany. Za stara jestem na takie tematy i bardziej do mnie przemawia kwestia wyzysku i manipulacji społeczeństwem, niż miętoszenie się w jaskini i jak to love conquers all.
Bardzo dobrze w filmie wypadła Lawrence, która w WINTERS BONE rozwaliła mnie swoją aktorską dojrzałością. To jest ogromny talent na miarę Meryl Streep, o ile dobrze pokieruje swoją karierą. Zaskoczyła mnie również Banks w roli głupiutkiej i próżnej Effie. I oczywiście genialny Tucci, który swoim zgryzem oświetlić mógłby dworzec centralny.
Było to bardzo dobrze zrealizowane filmowe widowisko. Problem w tym, że nie jestem targetem, ale wierzę, że większości może się ten film bardzo podobać.
Moja ocena: 6/10