Strony

środa, 23 maja 2012

EVA

Długo nie widziałam równie dobrego fantasy osadzonego w realnym świecie. Jakżeby inaczej.
Reżyser zabiera nas w na pozór współczesny świat, w którym wszystko jest normalne, jedynie nasze życie usprawnia coraz bardziej rozwinięta robotyka i technologia. W tym futurystycznym świecie brak jakichkolwiek znamion wyimaginowanej rzeczywistości w skali, w jakiej widz nie może się utożsamiać z opowiedzianą historią. Współczesne domy, samochody, życie. Jedyne co odróżnia czas rozgrywającej się fabuły od czasu rzeczywistego, to roboty. Istoty super inteligentne, zarówno intelektualnie, jak i emocjonalnie. I to tej drugiej struktury dotyczy w głównej mierze film.
Główny bohater, naukowiec, ma za zadanie stworzenie prototypu robota, który ma jak najbardziej odzwierciedlać ludzką naturę i jej cechy, pod kątem emocji i postrzegania świata. Można by rozpisywać się o fabule, ale naprawdę szkoda. Warto pochylić się nad tym tytułem, bo jest nietuzinkowy i oryginalny.
Nie jest to typowy produkcyjniak holyłudzki na modłę  A.I. Sztuczna inteligencja , czy  Ja, robot. Na taką realizację można liczyć wyłącznie w kinie europejskim. Reżyser nie opiewa w peanach cudownych właściwości technologicznych, które kryje przyszłość. Raczej zastanawia się nad zagrożeniami, które się za nimi kryją. Na ile i jak daleko człowiek może się posunąć, by osiągnąć swój cel i odnieść sukces ? Jakim i czyim kosztem ? Czy warto poświęcać życie swoje i innych w imię nauki ? A wszystko to pod przykrywką dziecięcego robota, którego zadaniem miało być umilenie życia człowiekowi.
Słabszą stroną jest wątek romansu głównego bohatera. Niepotrzebnie jest on tu rozwleczony. Tragizm trochę razi i męczy. Mimo bólów istnienia i wyrzutów sumienia, można by sobie ten wątek darować. Moim zdaniem odbiega on znacząco od tematu, a i nie wnosi nic, bez czego fabuła nie mogłaby się obyć.
Nie ma tu wprawdzie aktorskich fajerwerków, ale z pewnością na uwagę zasługuje, znany chociażby z Almodovar'a, Lluís Homar. Jego kamienna twarz, nie zdradza żadnego wysiłku. Jest genialnie beznamiętny i bezpłciowy, jak jego bohater. Natomiast postać, którą grał Daniel Brühl nie była na tyle rozbudowana, by mógł rozwinąć w niej skrzydła. Bardzo przeciętna kreacja.
Moja ocena: 7/10 (obniżona za zbyt rozbudowany wątek ckliwego romansidła)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))