I znów wiele hałasu o nic. W tej czarnej komedii, którą zowią, jest tyle czerni co w afrykańskim albinosie. Zawiodłam się. Znowu machina propagandowa napompowała ten tytuł do granic możliwości, a po seansie wyszło całe powietrze i została dętka. Nawet słowne gagi mało zabawne.
Z drugiej strony zastanawiam się do kogo adresowany jest ten film. W dużej mierze autorzy kpią z systemu amerykańskiego. Ich walki z terroryzmem, wyborów prezydenckich, czy przywództwa w świecie. A po drugiej stronie Timo Vuorensola serwuje nam pseudo podśmiechujkę nazizmu. I tak zadaję sobie pytanie, czy przeciętny Amerykanin oglądając IRON SKY będzie miał choćby blade pojęcie o Blitzkrieg, Lebensraum, a Zeppelin będzie dla niego bardziej wspomnieniem muzycznym, niźli militarnym. Trochę, jak z naszym MISIEM, nikt kto nie zagłębił się w istocie komunizmu w Polsce, nie będzie potrafił zrywać boków na seansie.
Przyznaję, że pomysł rewelka. Naziści uciekają na księżyc ? Bomba. Izraelskie służby specjalne na bezrobociu, a i w Argentynie ludności ubyło ;-)) Niestety ta otoczka jest jak wydmuszka. Z zewnątrz piękna, kolorowa, a w środku pustka. Nuda... wieje nudą, aż po Ural. Uśmiałam się dosłownie raz. Sama nie wiem czemu, ale najbardziej rozbawiła mnie scena z kozakiem w czole Adlera :-) Poza tym totalne bezrybie.
Całość jest mega kiczowata. Rozumiem, że autor chciał utrzymać klimat filmów klasy B. I chwała mu za to. Wykonał robotę w 100%. Niestety treść całkowicie odstaje od zapewnień, że będzie to najlepszy pastisz roku. Nadal wolę durne amerykańskie komedie z Leslie Nielsen 'em w roli głównej, niż pseudoartystyczne pastisze, którymi są tylko z nazwy.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))