Ależ mnie wymęczył... o zgrozo !
Średniej jakości muzyk, pewnego pięknego dnia dowiaduje się, że ma córkę z groupie. Jakby tego było mało, matka jest narkomanką i zostawia mu dziecko pod chwilową opiekę. Problem w tym, że tatuś też do najsłodszych nie należy. Pije nadmiarowo. Bić się też lubi. A do dodatkowych umiejętności należy powolne doprowadzanie swojej kapeli do rozpadu. Co w końcu się staje. Ale nie ma się co bać. Z odsieczą nadchodzi 13 letnia nowo-poznana córcia, która tatusia, swoją nad wyraz rozwiniętą dorosłością, wyciągnie z opałów i postawi na równe nogi. Uff.... masakra. Ach i jeszcze, jakby tego było mało, całość okraszona średniej jakości muzą, co ma nam sugerować, iż to musical być musi. Tfu..
Powinnam częściej słuchać, swego wewnętrznego głosu. Już na początku coś mi mówiło, jak gra Breslin to unikaj, jak wuj Lucyfer święconej wody. Ale nie... nie posłuchało się. Połasiło się na Shue i Stormare. I jak tylko zniknęli z kadru, trafiłam do ostatniego kręgu piekła. O zgrozo.... !!
Jedynie świetna obsada ciągnie ten film, jak styrany wół pod górę. Bo wieje nudą, jak nad Bałtykiem przez cały rok, non-fuckin'-stop.
Moja ocena: 3/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))