Jest to mój pierwszy film norweskiego reżysera Joachim Trier 'a i nie mogę doczekać się, by jak najszybciej nadrobić zaległości. Zrobił na mnie ogromne wrażenie i zaraz po SMUKKE MENNESKER zaliczam ten tytuł do najlepszej deprechy roku :-)).
Nie będę ukrywała, że klimaty depresyjne i psychotyczne to moje ulubione. I nie dziwi fakt, że w krajach o największym odsetku popełnianych samobójstw wychodzą one najlepiej. Wydaje mi się, że skandynawów trochę nastraja do tego przygnębiająca pogoda, która w miejscu mojego zamieszkania, niezależnie od pory roku jest równie depresyjna, zimna i wietrzna, co w Skandynawii.
Film jest sceną z jednego dnia życia 30-latka, który wychodzi z ośrodka dla narkomanów na rozmowę kwalifikacyjną. Po latach ćpania, postanawia rozliczyć się z przeszłością i rozwiązać sprawę przed którą latami uciekał w narkotyki. Anders, bo o nim mowa, odwiedza znajomych, przyjaciół i obserwuje, jak wiele stracił i jak wiele go ominęło przez lata narkomaństwa. Dla bohatera te wizyty, wcale nie są łatwe. Jest to rodzaj zarówno pożegnania przed ostatecznym wydarzeniem, jak i konstatacja nad życiem, które go ominęło, ale też którego mieć nie będzie.
Ogromny smutek i tragedia przelewa się przez ten film. Bohater pogrążony w swojej depresji nie chce i nie widzi przyszłości dla siebie. Nie przyjmuje motywacji i zachęt do podjęcia walki. Całkowicie przekonany o bezsensie swojej sytuacji, nie widzi dla siebie przyszłości. Jest jakby wyrzucony poza przestrzeń, w której funkcjonuje społeczeństwo. Zupełnie nie wpisuje się w jego ramy. Jest sam. Choć całkowicie wolny, samotny. Nadmierna swoboda i tolerancyjne wychowanie rodziców w jego mniemaniu są przyczyną wszelkich niepowodzeń. Przez lata zatracenia skutecznie odsunął wszystkich od siebie, a zbudowanie czegoś nowego jest dla niego nadmiernym wysiłkiem, którego nie chce podjąć. Anders jest dla mnie postacią całkowicie i kompletnie tragiczną. I mimo całej mojej niechęci do narkomanów muszę pochylić się nad tą postacią i całkowicie oddać mu swoje współczucie. Nie identyfikuję się z bohaterem, ale jego przygnębienie i samotność jest zarażająca. Cały czas zastanawiam się, jak potoczyłoby się życie Andersa, gdyby społeczeństwo było bardziej życzliwe, a dawni przyjaciele bardziej wyrozumiali. Nie znamy przeszłości bohatera, ale może na tą życzliwość i wyrozumiałość, tak sobie skutecznie zapracował, że nic już w zamian od ludzi żądać nie powinien ?
Całość jest utrzymana w typowo norweskim, surowym klimacie. Zdjęcia ostre. Autor najwyraźniej jest zwolennikiem Dogmy, ponieważ często kamera prowadzona jest "z ręki". Jesteśmy obserwatorami, którzy śledzą i podążają za głównym bohaterem. Jesteśmy współuczestnikami jego życia. Dzięki temu możemy jeszcze bardziej "wejść" w postać.
Genialna rola Anders Danielsen Lie. W jego oczach ukryty był cały dramatyzm postaci. Postawa ciała, ruchy, wszystko wpasowywało się rewelacyjnie zarówno w postać, jak i sytuację.
Film jest trudny i z pewnością dla osób lubiących depresyjne klimaty. Początek filmu jest dość monotonny, nużący i opatrzony niepotrzebnymi dłużyznami, ale efekt końcowy rekompensuje.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))