Permanentne porównywanie Audrey Tautou z filmem Amelia (2001) sprawiło, że nie mogę patrzeć na tę aktorkę inaczej, niż przez pryzmat tamtej bohaterki. Słodkiego, zahukanego dziewczątka. Piętno jakie zostało na niej odciśnięte pokutuje prakatycznie w każdej jej roli. Fakt, że od fizis nie ma ucieczki, ale na litość, może w końcu ktoś da tej dziewczynie szansę, na poważniejsze role, niż do tej pory.
Film niczym nie zaskakuje. Mało tego jest mdły i nuży po 40 minutach. Sposób prowadzenia fabuły opartej na całej serii przeróżnych manipulacyjnych kłamstw stosowanych przez bohaterów jest męcząca. Że też ludzie nie mają jaj na tyle, by mówić o rzeczach w prost, takimi jakimi są. Takie pieprzenie w bambus zawsze przynosi więcej szkód, niż pożytków.
Scenariusz niczym nie bawi. Nawet wątek romansu jest dość lakoniczny i autor przelatuje przez niego z prędkością nadświetlną. Ale co tam...jak ktoś lubi od czasu do czasu wypróżnić głowę z intelektu, to w sam raz :-))))
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))