Strony

wtorek, 17 lipca 2012

SCHASTYE MOE

i niech tytuł nikogo nie zmyli. W tym filmie jest tyle szczęścia, co kofeiny w kawie bezkofeinowej.
Jakie jest zatem szczęście w Rosji okiem Sergei Loznitsa ?
To szczęście zdegenerowane, biedne, prymitywne, które bazuje na podstawowych ludzkich instynktach.
Bohater, kierowca ciężarówki, odbywa swoistą drogę do piekła. Jest on przykładem spokojnego człowieka, którego życie w ciągu jednej sekundy zmienia się gehennę. Traci wszystko.
Autor pokazał Rosjan z jak najgorszej strony. Gorzej już chyba nie można. Pokazuje masę przeróżnej maści postaci, z których żadna nie przynosi pozytywnej treści. Są to mordercy, alkoholicy, zwyrodnialcy, złodzieje, you name it. Nawet dzieci są skazane na życiową porażkę.
Rosja Łoźnicy to kraj zimny i odpychający. Nieprzyjazny obcym, nieufny wobec tubylców. To nie kraj spokojnego życia, to dżungla i wieczna walka o przetrwanie. Zdziczenie, samowola i brak jakichkolwiek zasad to chleb powszedni. Nie dziwię się, że ci ludzie są tak wytrzymali i zacięci. W takich warunkach tylko najsilniejsze jednostki są w stanie utrzymać się na powierzchni.
Film mimo dłużyzn w początkowej fazie z czasem nabiera niesamowitej intensywności. Tej mocy nadają bohaterowie i opowieści, jakie ze sobą niosą. Nie jest to obraz lekki i łatwy w odbiorze. Potrzeba masę determinacji i cierpliwości, aby dotrzymać do końca. Ale warto. Bo właśnie ostatnie 40 minut filmu nadaje sens i wartość pozostałym 80-ciu.
Powiem szczerze, jestem w szoku... Po opowieściach z podróży Hugo-Badera zostałam na tyle intensywnie zarażona Rosją, że jest to top of the podróżniczej listy. Teraz mam ogromny dylemat :-)) Po prostu strach się bać :-))
Moja ocena: 7/10



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))