Jest to jeden z tych filmów drogi, w którym niewiele się dzieje i jeszcze mniej mówi.
Dwójka bohaterów spotyka się w drodze do Buenos Aires. On - zamknięty w sobie i oschły kierowca ciężarówki. Ona - samotna matka z dzieckiem o ciepłym usposobieniu.
Akcja toczy się na przełomie dwóch dni i bardziej ukazuje emocje bohaterów, niż wyraża je słowami. Kierowca ciężarówki, który ma przewieźć towar do Buenos Aires w ramach przysługi koledze zabiera ze sobą kobietę z dzieckiem. Główny bohater to przykład samotnika, którego życie przyzwyczaiło do ciężkich emocji. Niewiele mówi i tylko podczas kilku zdań poznajemy go, jako człowieka który tęskni za rodziną, której nie założył. Wbrew pozorom to niewygodne spotkanie daje mu szansę na ułożenie sobie życia na nowo.
Całość jest bardzo wymowna i naturalistyczna. Reżyser nie bawił się w przekombinowane alegorie, dzięki czemu przesłanie jest jasne i czytelne. Wprowadzenie do fabuły pięciomiesięcznego bobasa nie wymaga zastosowania zmyślnych zwrotów akcji i trików, by przekazać widzowi łamanie barier i powolne zbliżanie się do siebie bohaterów. Trzeba przyznać, że dzieciak skruszy twarde serce nie tylko bohatera, ale i niejednego widza :-))
Pablo Giorgelli nie szczędzi nam również scen, które dla filmu nie mają większego
znaczenia, ale w sposób prosty i przejrzysty pokazują prozę życia
(monotonna podróż, karmienie, przewijanie, irytujący płacz dziecka, czy picie mate). Jednak nie jestem fanką "sztuki dla sztuki" i nie zmienia to faktu, że całość jest po prostu nudna, zdecydowanie za monotonna i jednostajna. I trzeba być ogromnym fanem milczenia, by bez przewijania dotrwać do końca.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))