Sacha Baron Cohen , moim zdaniem, jest jedynym holyłudzkim komikiem, który potrafi wytknąć hipokryzję i obłudę amerykanom. I nie pieprzy się w symbolikę. I za to lubię go najbardziej. Nie ma nic gorszego niż polityczna poprawność, a on to potwierdza, przecząc wszem i wobec jej zasadom.
Zarówno BORAT, jak i BRUNO pozbawione były jakichkolwiek społecznych hamulców. Cohen pojechał po całości i to były dwa genialne pastisze obyczajowości. Niestety w DYKTATORZE autor trochę przysnął. Chociaż obejrzałam wersję "unrated", to zastanawiam się, w którym miejscu jest ona rzeczywiście unrated. Trochę to wszystko za bardzo wygładzone. Zdecydowanie bardziej odpowiadała mi forma para dokumentalna, taka jak w przypadku jego dwóch poprzednich filmów. Może też autor postanowił trochę ułagodzić amerykańską publiczność. Nie mam pojęcia, ale zbyt to wszystko sfabularyzowane, na czym stracił mocno, cięty jak brzytwa humor Cohen'a.
Autor oczywiście, nie tylko kpi z uszczęśliwiającej ręki wprowadzania przez amerykanów demokracji "siłą" :-), ale również ze zdrowego stylu życia i "radzenia" sobie w życiu gwiazd holyłudu. Super cameo btw. Uśmiałam się wiele razy, więc zdecydowanie nie uważam, tego seansu za stracony.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))