Strony

sobota, 8 września 2012

TEDDY BEAR

Tytułowy Misiaczek, to duński mięśniak, który całe życie poświęcił kulturystyce i matce. Na jednym polu odniósł sukces, na drugim raczej porażkę. To typ introwertyka, całkowicie ubezwłasnowolnionego przez chorą miłość matki. Mimo jej podporządkowania się, 38-latek nie traci sił i nadziei na znalezienie swojej miłości. Wychodzi mu to kompletnie nieudolnie i żenująco. Jego brak umiejętności podejścia do kobiet i otwarcia się na nie, przysparza mu masę porażek. Zostaje jednak zachęcony ślubem wujka z Tajką i pod jego sugestią postanawia szukać szczęścia w Tajlandii.
Mads Matthiesen stworzył postać sympatycznego mięśniaka już w 2007 roku przy okazji nakręcenia filmu krótkometrażowego o naszym bohaterze. Zachęcony sukcesem przeniósł jego historię na duży ekran. I był to strzał w dziesiątkę.
To fantastyczna historia o miłości. Miłości zaborczej, jak i tej pełnej nadziei. Tej, która ma wyzwolić. Reżyser cudownie skonstruował swoje postaci. Zarówno zamknięty w sobie Dennis, jak i zaborcza matka są tak wyraziści, że nie sposób nie odczytać ich intencji. Niewiele dowiadujemy się o ojcu Dennisa. Prawdopodobnie opuścił rodzinę, kiedy Dennis był jeszcze małym chłopcem. Matka nie mogąc przeżyć tragedii całą miłość przelała na syna. To miłość matki do syna, jaki i kobiety do mężczyzny. Dennis traktowany jest jak głowa rodziny, mąż, a jednocześnie syn. Kiedy chłopak znajduje swoją ukochaną, matka obchodzi się z nim, jak ze zdrajcą, który znalazł sobie kochankę. Lata prania mózgu nie wypaliły jednak takich dziur w głowie bohatera, by móc ostatecznie wyzwolić się spod jarzma chorej matczynej miłości.
To cudowny, ciepły i spokojny film. Scenariusz, jak i realizacja są proste, dzięki czemu całkowicie przykuwają uwagę. Nic tu nie jest krojone na siłę. Prostota to przepis na sukces. Jeśli dodamy do tego fantastyczną kreację Kim Kold 'a, który swoją posturą i zachowaniem przypomina słonia poruszającego się w składzie porcelany, to obraz nabiera znamion humorystycznych. I dzięki temu jeszcze bardziej film trafia do widza, co znalazło ogromne uznanie wśród krytyków Sundance 2012. Polecam. To niezobowiązujące kino, ale bardzo wymowne.
Moja ocena: 9/10


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))