Hm... moje przygody z Cabernet zaczęły się po obejrzeniu SIDEWAYS. Do
sięgnięcia po Single Malt zainspirował mnie ostatnio oglądany dokument, a
kropkę nad "i" postawił Loach. Mam nadzieję tylko, że nikt nie wpadnie na
pomysł o kręceniu historii pędzenia bimbru, bo tego moja wątroba już
nie wytrzyma :-)
A poważnie...uwielbiam nurt brytyjskiego realizmu w kinie. Nie ma chyba filmu w dorobku Loach'a, który by w choć najdrobniejszy sposób nie dotykał problemów szarej rzeczywistości bycia anglikiem. I tym razem jest podobnie. Loach przenosi nas do Szkocji, w której grupa rzezimieszków w ramach prac społecznych postanawia zarobić trochę extra kasy szmuglując Świętego Graala wielbicieli whiskey, czyli malt mill.
Najmocniejszą stroną tego filmu jest z pewnością scenariusz. Laverty poraz kolejny stworzył rewelacyjne oryginały społeczne. Postaci zasługują nie tylko na uwagę, ale każda z nich mogłaby być niesamowitą pożywką dla odrębnych historii filmowych. Natomiast sama historia jest na tyle lekka, że zamiast katować nas problemami życia w slumsach, mamy niepozbawioną humoru opowieść o próbach odzyskania samodzielności i wyrwania się z beznadziei życia.
Aktorzy to oczywiście grupa kolorowych naturszczyków. Wpasowali się w role idealnie i idealnie je odwzorowali. Odnosi się wrażenie, jakoby ta historia była ściągnięta z ich życiorysów. Pełen zestaw typów spod budki z piwem. Od kompletnych debili po bezzębnych cwaniaczków.
To absolutnie niezobowiązujące kino, pełne życiowego humoru, ogromnie kolorowych postaci i nadziei płynącej wprost z ludzi.
Moja ocena: 8/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))