Z pewnością jest to niezła przestroga dla przyszłych kredytobiorców i blady strach dla obecnych.
Młody kucharz bierze masę kredytów, by otworzyć własny lokal. Oczywiście mało w tym zdrowego rozsądku, co kończy się bankructwem i kompletnym ubóstwem. Do tego dochodzi masa problemów w życiu prywatnym, które raczej przygniatają swoim ciężarem.
Na szczęście bohater jest na silny i wytrzymały. Konsekwentnie podejmuje próby odbicia się od dna. Jak to w życiu bywa, jeśli umiesz liczyć, licz na siebie, tak i tutaj nie otrzymuje pomocy z nikąd i od nikogo.
To raczej przygnębiający obraz szarej rzeczywistości. Wbrew większości obrazów bohaterowie raczej nie mają lekkiej drogi do happy end'u. Dużo ciężkiej pracy i jeszcze więcej szczęścia nie przychodzi od zaraz. Momentami pojawia się zwątpienie, że może go nie być w ogóle.
Nie jestem jednak zachwycona. To dość mocny obraz, ale ukazany beznamiętnie i nudno. Sceny ciągną się jak flaki. Skrócenie filmu o jakieś 30 minut, raczej wyszłoby mu na korzyść. Jednak miło było znów oglądać Guillaume Canet 'a i to chyba jedyna wartość dodana.
Moja ocena: 6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))