To jedna z tych nostalgicznych historii, w której po 10 latach zbierają się znajomi by uczestniczyć w zjeździe szkolnym. Dawne sympatie, antypatie, próby pojednania wszystko to wraca skumulowane w główce od szpilki.
Bardzo życiowy film o ludziach. Każdy z nas boi się takich imprez, ponieważ myśl o konfrontacji sukcesu z porażką jest gorsza niż śmierć w komorze gazowej. Nikt nie chce dostać w twarz stwierdzeniem, że jest życiową porażką. W filmie świetnie przedstawiono podobną sytuację, w której lansiarstwo i pozerstwo zostaje zdemaskowane życiowymi problemami. Tymi skrywanymi. Łatwiej jest przecież przyznać się do zakupu nowej łodzi niż porażki małżeńskiej. Samo życie...
To świetny obraz tego, że ludzie potrafią się zmieniać na zewnątrz. Przybierać maski. W głębi jednak wszystko zostaje bez większych zmian. Nie ma rewolucji, jest wyłącznie kosmetyka. Nie wszyscy musimy się przecież kochać, wystarczy że będziemy się tolerować nie wchodząc sobie nawzajem w drogę.
Film może trochę nużyć. Monotonia miejsc jest widoczna. Nie ma zmieniających się plenerów, ale falujące po ekranie ludzkie problemy są wystarczająco wciągające. Poza tym rewelacyjna obsada. Zebrać tak świetnych aktorów młodego pokolenia zawsze stwarza dodatkowy atut dla filmu.
Może postaci nie są zbytnio rozbudowane. Jest ich tak wiele, że pewnie byłby to czasowy problem. Może problemy poruszone są zbyt pobieżnie. Jednak oglądanie tego z perspektywy trzeciej osoby, skłania mnie do podtrzymania tezy, że takie zjazdy, rozgrzebywanie starych ran i robienie z siebie pośmiewiska, lub co najmniej obiektu drwin i zazdrości, nie mają większego sensu, chyba że jest się chodzącą sado-masochistyczną próżnią.
Moja ocena: 7/10
Ścieżka dźwiękowa jest bardzo przyjemna. Mnie poruszyła wkomponowana w scenę piękna piosenka PASSION PIT, dzięki której dialog nabrał zupełnie innego znaczenia:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))