Strony

poniedziałek, 14 stycznia 2013

LES MISERABLES

Ło jesu.... co za męczybuła.... kosmos !!!

Wiedziałam, że będzie ciężko. Ten film przerósł jednak moje oczekiwania. Oglądanie go było równie katorżnicze, co niewolnicza praca Valjean'a.

Od lat mój organizm nie toleruje musicali. Jedyne, które bez większego szwanku przeszły przez moje uszy to CHICAGO i ONCE. I na tych tytułach mój musicalowy czas się zatrzymał i wcale nie tęsknię za zmianą.

NĘDZNIKÓW zna chyba każdy. W dzieciństwie otarłam się również o formy teatralne, ale i te do mnie nie przemówiły. Jestem w stanie zaryzykować stwierdzeniem, że wywarły na mnie taki wpływ, że do dzisiaj mam traumę. Wprawdzie wersja Tom Hooper'a, na marginesie genialnego reżysera, mocno odstaje od formy teatralnej. Jest niesamowicie widowiskowa. Stroje, scenografia, charakteryzacja po prostu genialne. To co fizycznie zrobili ze sobą aktorzy, zwłaszcza Jackman i Hathaway zasługuje na szacunek. Oboje mocno stracili na wadze. Odpowiednia charakteryzacja wzmocniła obraz fizycznego wycieńczenia i dodała dramaturgii postaciom. I na tym chyba skończyło się moje ćwierkanie.
Podchodząc do filmu, myślałam że będzie to standardowy musical, w którym bohaterowie używają dialogów do komunikacji. Nic bardziej mylnego. Tu nikt nie mówi, wszyscy wyją w niebo głosy. Ilość tego zawodzenia tak mnie wymęczyła, że klawisz szybkiego przewijania rozgrzał się do czerwoności. Co za koszmar !!!

Jeśli miałabym oceniać film pod kątem wizualnym to z pewnością 8/10. Jednak biorąc pod uwagę tę dwu i półgodzinną gehennę, to całościowo ....
Moja ocena: 4/10




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))