Strony

wtorek, 12 lutego 2013

PROMISED LAND


, powiem mało obrazowo, to specyficzny reżyser. Obejrzałam 18 jego filmów, so far. Wszystkie oceniłam w miarę solidnie. Można uznać, że średnia jest dobra. A mimo to nie wyczekuję na jego nowe projekty z utęsknieniem. To filmy dobre, ładnie skrojone, z ciekawą fabułą, a jednak... Jest w jego filmach, coś co porusza mnie na pięć minut, po czym opada ciężka mgła i zachwytom nastaje koniec. Myślę, że podobnie będzie w tym przypadku. Film obejrzałam wczoraj. Jednak emocje, jakie się z nim niosły, w dniu dzisiejszym mocno opadły.

PROMISED LAND to można powiedzieć kino zaangażowane. Temat, u nas, jak najbardziej na topie. Wydobycie gazu łupkowego, korporacje, koncesje, wykupy gruntów, skażenie gleby. Wszystko to jeszcze niedawno było na pierwszych stronach naszych gazet. Przy czym teraz lekko ucichło. Mnie ten temat dość mocno zajmuje, ponieważ w mojej okolicy robiono już odwierty, a nie jestem zwolenniczką sposobu usuwania pozostałości substancji chemicznych po szczelinowaniu.
Także dla mnie, tematyka jest strzałem w dziesiątkę. A już tak jest z filmami, gdy fabuła uderza w nasz czuły punkt, to trzeba być niezłym beztalenciem lub się nieźle przysłużyć, by coś w filmie spaskudzić.

Duet Damon-Krasiński stworzyli scenariusz oparty na dwójce bohaterów i ich otoczeniu. Ta dwójka, to pracownik korporacji wydobywającej gaz łupkowy grany przez Matt Damon 'a oraz wysłannik organizacji ekologicznej (tu byłby spojler, ale go nie będzie ;-)), Ich otoczenie to zwykli, szarzy, przeciętni mieszkańcy amerykańskiego miasteczka.
Bohater grany przez Damon'a ma za zadanie przekonać mieszkańców do dobra, jakie wiąże się z wydobyciem gazu łupkowego. Jego kartami przetargowymi są przede wszystkim pieniądze. Razem ze swoją koleżanką (Frances McDormand ) próbują przekonać każdego z osobna o wspaniałości płynącej z tak ogromnej inwestycji. Autorzy świetnie tutaj ukazali mechanizmy manipulacji. Uderzanie w odpowiednie słabe punkty człowieka, przekupstwo ceną ziemi, możliwością edukacji dzieci i ich świetlaną przyszłością. Bohater Damon'a występuje tu poniekąd w roli Adwokata Diabła. Za szarą i ciemną kotarą korporacji stoi on i jego partnerka, jako te latarnie morskie niosące światło zagubionym i wątpiącym. Nie każdy na szczęście sprzedał się za parę srebrników. Autorzy pokazują również i tą część społeczeństwa, która poza kasą widzi jeszcze przyszłość i zdrowie swoje i swojej rodziny. Dla których tradycja i dobro ludzkie jest ważniejsze niż pełna micha. I tutaj zaczynają się schody. Jest to moment, w którym pycha i zarozumiałość naszych bohaterów zostaje wystawiona na próbę i stłamszona przez racjonalną postawę jego mieszkańców.
Bardzo fajnie Van Sant pokazuje oprócz tej machiny PR-owskiej i mocy manipulacji, zwykłą ludzką rywalizację między bohaterami Damon-Krasiński. Obaj panowie to koguty, które walczą o swoje terytorium i o wpływy. Ich podejście do sprawy jest podejściem żołnierza. To jest wojna i nie przegrywa ten, kto stracił bitwę, lecz kto ostatni złoży broń. Kulminacją tej "męskiej" wojny psychologicznej jest genialna scena pożegnania dwóch bohaterów. Jest to punkt kluczowy filmu, który stanowi o całym jego sensie.

Damon nie poraz pierwszy udowodnił, że sprawdza się znakomicie nie tylko jako aktor, ale jako scenarzysta. To jego kolejny bardzo dobry, wręcz solidny scenariusz. Mocno osadzony na odczuciach tej grupy ludzi, którzy przez całe życie mocno harują, po to tylko, by było ich stać na edukację swoich dzieci. Nikt tu nie myśli o wycieczkach na Hawaje, torbach Gucciego, czy butach Blahnika. Nikomu z nadmiaru czasu się w dupie nie przewraca, bo życie ich wystarczająco absorbuje.
Krasiński wprawdzie nie miał okazji się wykazać. A i zbytnio go nie lubię oglądać, więc raczej z tego powodu nie płakałam. Jednak świetnie jest oglądać "muzę" Coen'ów, McDormand. Rewelacyjnie sprawdza się w rolach silnych kobiet, które czasami mają łeb na karku i więcej jaj, niż faceci.
Ogromny plus za zdjęcia. I te specyficzne ujęcia, niczym z ruchomych pocztówek są oszałamiające.

Polecam ten film, choć może on wielu nużyć. Mimo wszystko, problem poruszony jest na tyle ważny, by o nim nie zapomnieć. A i przedstawiony jest w tak przystępny sposób, że z pewnością każdy zrozumie przesłanie płynące z tego filmu.
 Moja ocena: 8/10

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))