Siedem dni w Hawanie oczami siedmiu reżyserów. Każda nowela filmowa jest odrębna. Opowiada zupełnie nową historię, choć momentami bohaterowie i miejsca się powtarzają.
To dość dziwny obraz Kuby. Z jednej strony wydawałoby się, że lata izolacji powinny zmasakrować ten kraj i tych ludzi. A dostajemy bardzo dużą dawkę optymizmu. Z drugiej strony człowiek to takie zwierzę, które przystosuje się do każdych warunków. I żeby nie zwariować totalnie, optymizm znajdzie nawet sześć stóp pod ziemią. Swoją drogą ciekawa jestem ile trwałaby ta ich rewolucja, gdyby zamiast wpieprzania bananów w styczniu w slipach i japonkach, musieli uganiać się za kartoflami w dwudziestostopniowym mrozie i w dziurawych walonkach. Castro z pewnością długo, by sobie nie pogadał.
Ale wracając... siedem historii to siedem dni tygodnia.
Poniedziałek - EL YUMA reż. Benicio Del Toro.
Benicio ach Benicio. O ile bardziej i chętniej oglądałabym twą czarną jak smoła czuprynę, gdybyś był po drugiej stronie kamery, ech...
Dość zabawna historia, lecz zbyt mało oryginalna. Młody aktor przybywa do Hawany na lekcje aktorstwa. Testosteron mu warczy, jak silnik w Ferrari. Wszędzie półnagie ciała młodych kobiet. Tylko on samotny, chętny i bez brania. I gdy w końcu udaje mu się wyrwać blond wypłosza okazuje się, że większego pecha mieć nie mógł. Chicks with dicks, ale jak to mówią... na bezrybiu i rak ryba ;-)
Wtorek - JAM SESSION reż. Pablo Trapero
Liczyłam na tę nowelę. Trapero znam ze świetnych filmów
Lwica i
Carancho . W tej historii głównym bohaterem jest Emir Kusturica, który gra... siebie. Oby to tylko była kpina. Bowiem reżyser jest raczej zapijaczonym, bełkoczącym człowiekiem. Kłóci się z żoną przez telefon, chleje na umór, rzyga na scenie, a na koniec obiecuje autochtonom gruszki na wierzbie. Marny to obraz swój. Oby to nie autoportret. Choć za filmami Kustoricy nigdy nie przepadałam. Jest tu pewna dawka humoru, choć przyćmiona została przez pląsy, śpiewy i niespełnione życzenia.
Środa - LA TENTACION DE CECILIA reż. Julio Medem
Daniel Brühl gra europejczyka, który w czasie swego pobytu zakochuje się (w co wątpię) w uroczej kubańskiej piosenkareczce. Obiecując jej świetlaną przyszłość w Hiszpanii, namawia do rzucenia chłopa i wyjazdu z nim do Europy. Dziewczę się miota, ale facet jest biały, bogaty i przystojny. I jak to mawiały urocze damy z filmu Kondratiuka DZIEWCZYNY DO WZIĘCIA "ma mieszkanie, a więc widoki i perspektywy są wielkie przed nami" :-)
Czwartek - DIARY OF A BEGINNER reż. Elia Suleiman
Dość zabawny obraz faceta, który zwiedzając Hawanę ma taki wyraz twarzy, jakby wytatuowali mu na czole "what the fuck am i doing here ?????". To rodzaj samotnego obserwatora. Totalnie zagubionego w miejscu, w którym de facto niewiele się dzieje. Zwiedzając przeróżne miejsca jedyne ciekawostki na które trafia to ludzie. Nie jest to jednak wesoły obraz. Jedno, co ich łączy to konieczność bycia z kimś. Trochę jak z telewizorem. Mało kto potrafi jeść w ciszy. Często bywa tak, że telewizor dotrzymuje towarzystwa. I tak samo jest z ludźmi, których spotyka. Mało kto potrafi i chce żyć w pojedynkę. A jeszcze mniej osób docenia tego uroki. Taki życiowy minimalizm i pewnego rodzaju prostota. Taka też jest ta
nowela. Bardzo wymowna, a praktycznie bez słów. Kamera jest statyczna.
Nie podąża za bohaterem, a ukazuje emocje w najmniejszym szczególe. Ten filmik to jeden z lepszych. Widać świetne oko obserwatora. Plus piękne zdjęcia.
Piątek - RITUAL reż. Gaspar Noé
Moim zdaniem najlepsza nowela w całym tym zbiorze. Może dlatego, że emocjonalnie blisko mi do klimatu filmów tego pana.
Piątek to dzień, w którym smycz wieszamy na haku. Puszcza się wtedy wodze fantazji i przez te parę godzin uwalniamy emocje, które tłamsimy przez cały tydzień. Ale nie o takim rytuale w filmie mowa. Choć tytuł i tak uważam za przewrotny. To mowa o zabobonach, które tkwią tam, gdzie głównie bieda i brak edukacji kosi swoje żniwo. Młoda dziewczyna na imprezie poznaje drugą młodą dziewczynę i jest miło i przyjemnie, ale idylla nie trwa wiecznie.
Noe jest dla mnie indywidualnością samą w sobie, o czym nawet świadczy ten filmik. W pozostałych sześciu nowelach przeważa światło jasne, kolorowe. Dźwięk ostry i nachalny. I życie, które tętni energią. Nowela Noe'go jest ponura i ciemna, jak historia którą opowiada. Dźwięk gdzieś w tle tempy i wygłuszony, jednak pulsujący niczym tętno. Autor przenosi nas do innej części Hawany. Nie tej zabawowej, pełnej energii i optymizmu. Hawana Noe'go jest mroczna i skostniała, jak sam system, który zżarł Kubę, a który tylko z nazwy nosi szczytne cele ocalenia przed chorym i krwiożerczym imperializmem.
Noe jest dla mnie indywidualnością samą w sobie, o czym nawet świadczy ten filmik. W pozostałych sześciu nowelach przeważa światło jasne, kolorowe. Dźwięk ostry i nachalny. I życie, które tętni energią. Nowela Noe'go jest ponura i ciemna, jak historia którą opowiada. Dźwięk gdzieś w tle tempy i wygłuszony, jednak pulsujący niczym tętno. Autor przenosi nas do innej części Hawany. Nie tej zabawowej, pełnej energii i optymizmu. Hawana Noe'go jest mroczna i skostniała, jak sam system, który zżarł Kubę, a który tylko z nazwy nosi szczytne cele ocalenia przed chorym i krwiożerczym imperializmem.
Sobota - DULCE AMARGO reż. Juan Carlos Tabío
Kuba to dość specyficzne miejsce, chociaż momentami przypomina mi nasze swojskie klimaty. Tutaj, żeby zarobić trochę grosza, trzeba się natrudzić i kombinować, aż paznokcie zsinieją. Jedak co najgorsze, to że mimo ciężkiej harówy niewiele korzyści się z tego ma. U nas wyjechali do Anglii, u nich... pozostaje tratwa, wiosła i vide Miami. To chyba najbardziej gorzki (hiszpański Amargo) obraz, mimo słowa Dulce w tytule.
Niedziela - LA FUENTE reż. Laurent Cantet
I pamiętaj, aby dzień święty święcić :-) Kubańczycy, tak jak większość południowych amerykanów, to bardzo pobożny naród. Miłość do maryjki jest większa niż zdrowy rozsądek, dlatego też w przypływie nawiedzenia ducha świętego pewna starsza Pani postanawia wybudować sobie w salonie fontannę dla Matki Boskiej. A jak już ją wybudowali, to zgodnie z maksymą jednego z przykazań, naród się bawi i świętuje, jak bozia kazała. Dziwny to obrazek, choć nawet zabawny.
I tak tydzień w Hawanie minął. Podsumowując go krótko, jest to świetne miejsce dla turystów. Jest pogoda, można wyrwać niezłą dupę, nieźle sobie popić, a przy tym wytańczyć się do nieprzytomności. Dla miejscowych Hawana to raczej miejsce smutku i zgryzot. W pocie czoła próbując jakoś sklecić życie do kupy stają na uszach, by jakoś po prostu funkcjonować. Czerpią przy tym sporo radości, raz by nie zwariować, a dwa że taki to już ich gorący temperament.
Ech..oddałabym wszystko za tę ich pogodę.
Moja ocena: 5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))