Strony

piątek, 12 kwietnia 2013

MOVIE 43




Pamiętam, jak dziś, kiedy to oglądając trailer stwierdziłam, że umrę, gdy tego filmu nie obejrzę. No i powinnam... W czasach, w których popkultura znaczy tyle, co fandom średnio przystojnego brytola z jeszcze bardziej średniawego serialu, a wokaliści/stki pop przypominają napompowane helem manekiny, MOVIE 43 jest strzałem w dziesiątkę.
To typowa obśmiechujka wszelkiego rodzaju fobii, uprzedzeń i wszelkiej maści kretyńskich nowomód (pewnie to neologizm), które bardziej przerażają swoją głupotą niż wciągają do ich stosowania.


I tak w iście kalejdoskopowo-teledyskowym skrócie autorzy filmików wyśmiewają wszelkiego rodzaju sprzęty typu aj..., rasizm, homofobię, mizoginizm, czy seksizm. Masa niewybrednych żartów o współczesnym wychowaniu dzieci, upodobaniach seksualnych, czy chorobie współczesności, jaką jest samotność. Wszystko to jednak mocno podsycone chamskim, ordynarnym żartem. Nie jestem do nich uprzedzona. W dobrej formie łykam wszystko. Jednak tutaj sranie na partnera, moszna pod szyją, zamiast jabłka adama, czy umazany kałem przez tatusia synek ukrzyżowany na słupie drący ryja, że lubi ssać fiuty, przekracza granice dobrego smaku. Zwłaszcza, że to wszystko jest przedstawione w tak oczywiście-ordynarny sposób, że absolutnie mało zabawny.
 

W tym całym zestawie filmików, były raptem trzy sceny, w których odnotowałam tzw.odruch zwrotny, czyli sapnięcie i lekki uśmiech. Pierwsza to nowela "The Proposition" i fekaliowo-odbytnicza dyskusja dwóch samców przy grillu, drugi filmik "Happy Birthday" z moim ulubieńcem Seann William Scott - scena z blond wróżką i jej magicznym wyznaniem cyt. "I suck cock for gold coins", oraz ostatni filmik "Victory's Glory" i zajebista motywacja drużyny  przed meczem koszykówki - miazga.


W całej tej ilości nowelek filmowych, wielości pomysłów na film, karkołomnych prób urozmaicenia fabuły zmieniając ich reżyserów, zabrakło mi lekkości. Cała ta wucetowa stylistyka przemieszana z kontrowersją poruszanych tematów jest tak odrzucająca, że nie da się tego oglądać z przymróżeniem oka. A jestem wybitnie wytrzymałą jednostką.
Nawet nie wiem czy mam polecać ten film. W sumie jest to chyba bez znaczenia. Mnie przywołała do ekranu niesamowita obsada. Aktorów za równo młodego pokolenia, jak i tych już z lekka starzejących się. Myślę, że budżet sześciu milionów dolarów, nie był dla nich zbytnio zachęcający. Za tę kasę nawet z łóżka nie wstają. Wydaje mi się jednak, że jest to swego rodzaju próba uderzenia w świadomość targetu, do którego jest skierowany ten film. Nie łudźmy się to jest gówno dla małolatów. Kretyńskie żarty o miesiączkach, penisach, czy dymaniu w tym wieku potrafi jeszcze mocno rozbawić. Im dalej w las, tym trzeba bardziej wyszukanych do tego środków. Natomiast dla takich aktorów, jak Hugh Jackman , Kate Winslet , Liev Schreiber , Naomi Watts , Richard Gere , Uma Thurman , Terrence Howard, Gerard Butler, czy Halle Berry jest to próba utrzymania się na powierzchni rynku młodych. Nie po to Madonna wydaje miliony na usunięcie efektów starzenia, by sprzedawać płyty pięćdziesięciolatkom. 
Ten film jest genialnym podsumowaniem kierunku, w którym zmierzyła popkultura. Jak sama nazwa wskazuje, nigdy to nie była i z zamierzenia nie miała być to forma wyszukana. Jednak styl jaki obrała w czasach dzisiejszych jest dla mnie nie do ogarnięcia. Ale pewnie dlatego, że wychowałam się w czasach, w których w MTV puszczano wyłącznie teledyski. I jeśli mam oceniać ten film pod kątem wpasowania się w epokę, której dotyczy, to jest to strzał w dziesiątkę. Biorąc jednak pod uwagę wartości estetyczne i sam zarys fabuły, czy struktury filmu, to na tym polu obraz totalnie zawiódł.
Moja ocena: 4/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))