To idealny film na tak ponurą aurę za oknem. Oglądanie go wczoraj wieczorem w półmroku, mgle i padającym deszczo-śniegu nadało filmowi takiego klimatu, że autentycznie momentami cienie płatały mi okrutnego figla.
Film fantastycznie wpisuje się w ramy horroru psychologicznego. Grupa robotników załapuje się na fuchę zrywania azbestu w byłym szpitalu psychiatrycznym. Szpital jest przeogromny i ma dość niechlubną sławę, biorąc pod uwagę rodzaj eksperymentów medycznych i form terapii oraz sposobu przetrzymywania pacjentów, jak i powodów ich przetrzymywania. Powoli dowiadujemy się, że nie byli to wyłącznie ludzie chorzy na umyśle, ale ci którzy w obecnym świecie funkcjonują w normalnych warunkach, tzw. desperaci, neurotycy, czy po prostu ludzie zbyt wrażliwi. Nasi bohaterowie w szaleńczym terminie, pod ogromną presją muszą wykonać pracę, by ich firma przetrwała na rynku. Aura i klimat miejsca jednak nie pozwala im przejść przez swą pracę bez szwanku.
I tu kończę opis, z dwóch powodu. Pierwszy to spoiler. Drugi.... to już inna kwestia. Dość grząski grunt. Interpretacja !
Anderson to mistrz niedopowiedzenia. Trudno jednoznacznie stwierdzić, co naprawdę przydarzyło się bohaterom. Czy oni sami byli kiedyś pacjentami, czy zostali opętani przez "demona", czy ogromny stres po prostu uwidocznił się w tym miejscu, wywołując w nich agresję ? I powiem szczerze nie mam jednoznacznej odpowiedzi na żadne z tych pytań. Z jednej strony to fantastyczne, ponieważ reżyser pozostawia pole do popisu ludzkiej wyobraźni. Z drugiej, czuję pewien niedosyt. Kurcze: kim do cholery jest ten Simon? Alter ego bohatera, jego schizofreniczny przyjaciel, czy demon, szukający słabych i zranionych. Pozostawiam wam tę kwestię do rozwiązania. Choć obawiam się, że to nie jest łatwy orzech do zgryzienia.
Brad Anderson stworzył niesamowity klimat filmu. Z pozoru niewiele się tutaj dzieje. A jednak... Ciemność, klaustrofobia miejsc, historia która się z nim wiąże, niesamowicie grają na wyobraźni widza. Nie ma tutaj wyszukanych środków. Brak tu spektakularnych efektów. Widać, że jest to film z niewielkim budżetem. Jednak autentycznie obraz przez to nie traci ani grama na jakości. Dwuznaczność sytuacji nawet nie wzbudza, ale wymusza na widzu ciekawość. Intryguje. I nie daje spokoju. Jest to ogromna sztuka, by z półśrodków stworzyć film, którego "przesłanie" i klimat to niezaprzeczalne "clue" programu. Nie gra aktorska, nawet nie muzyka, choć jest ona intrygująco nie pasująca do horrorów. Ale właśnie ten wypuszczony przez Andersona haczyk, na który widz ma się złapać, a potem jest targany na lewo i prawo i końca nie widać. I ten poruszający niepokój, który łechta moją ciekawość.
Klimat pierwsza klasa. Nie boję się stwierdzić, że jest on zbliżony do tego w LŚNIENIU. Może nie ma tutaj, aż takiego napięcia, jak u Kubrick'a, w końcu to wzór niedościgniony. Ale wiele w tym filmie znajduję konotacji z jego obrazem. Obiekt, sposób prowadzenia ujęć, w końcu sama historia i styl jej opowiadania. Powoli, bardzo ostrożnie, Anderson wprowadza nas w świat, o którym wiemy, że jest on jedną wielką niewiadomą. Podobny styl próbował uchwycić Scorsese w Wyspa tajemnic (2010). Jednak nie jest to reżyser od niepokojących, dusznych, klaustrofobicznych klimatów, w których ludzka psychika płata niewyobrażalnego figla.
Absolutnie polecam ten tytuł. Wręcz koniecznie. Co tu dużo mówić, polecam również film Mechanik (2004). Te pozycje są po prostu o-b-o-w-i-ą-z-k-o-w-e !
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))