Po serii raczej mało udanych obrazów miło jest przypadkiem natknąć się na film, o którym nic się nie słyszało, nic się nie wie i generalnie, gdyby nie Yelchin pewnie film ten odnotowałby szybką wizytę w moim koszu. Naprawdę miłe zaskoczenie.
Film jest ekranizacją powieści
Dean R. Koontz pod tym samym tytułem. Pan Dean to łebski koleś od ciekawych nadprzyrodzonych historii, z dreszczykiem i generalnie od czapy, choć absolutnie chwytających tych, którzy lubią historie trochę sci-fi, trochę demoniczne, trochę nadprzyrodzone. I wszystkie te atrybuty można w tym filmie znaleźć.
Film to niezła efemeryda takich tytułów, jak CONSTANTINE, SZÓSTY ZMYSŁ, czy THE GIFT. Do tej lekko psychodelicznej pulpy możemy dodać odrobinę z superbohaterstwa i extrawagancji z filmów Cronenberga. Naprawdę niezły misz masz.
Każdy kto czytał ODD THOMAS będzie zadowolony. Historia filmowa jest dość wiernie odtworzona. Może brak tu kilku motywów z powieści, ale absolutnie są to braki do łyknięcia i nie robią szkody na fabule. Ja ten film w pełni kupuję.
Dla tych którzy nie znają kolesia o imieniu dziwnym, bo Odd nadmienię, że jest to urocze chłopięcie, które ma dar dostrzegania rzeczy nadprzyrodzonych. Podobnie jak Constantine widzi wszelkiego rodzaju stwory i demony, ale również i duchy, zwykle tragicznie zmarłych osób, które nawiedzają go, by ten rozwiązał zagadkę ich śmierci. W przeciwieństwie do wielu tego typu historii, Odd wykorzystuje swój dar w zacnym celu. Pomaga miejscowej policji w schwytaniu różnych wariatów i psychopatów. Nie jest on uznawany za miejscowe dziwadło, wręcz jest lubiany. Także na neurozę nie cierpi, ma za to wiele uroku i masę poczucia humoru. To on jest narratorem historii i to on napędza w niej akcję.
Co mnie jednak najbardziej zaskoczyło (oprócz tego, że nikt o tym świetnym filmie nie mówi !), to osoba za kamerą. Gdy oczy me ujrzały nazwisko Stephen Sommers wrota piekieł zawyły piskliwym zgrzytem, a niebo zasnuło się mroczną ciemnością. Zmroziło mi krew w żyłach, bo nie można spodziewać się za wiele po kolesiu od serii
Mumia ,
Król Skorpion
,
Van Helsing , czy
G.I. Joe: Czas Kobry
. A tu taka przyjemna niespodzianka.
Opowiedział historię Odda w sposób w jaki Jonathan Levine ujął mdłą przypowiastkę o zombiakach w WARM BODIES. Cała historia jest bardzo lekko opowiedziana, z dużą dawką humoru i swego rodzaju samokrytycyzmu. I chociaż warstwa ocalenia świata przed wszelkim złem jest słaba, bo typowo amerykańska, nie obala całkowicie pozytywnych wrażeń, jakie z tego seansu wyniosłam. Nawet wątek romantyczny był przyjemny, bez żenady i miły dla oka (starzeję się !!!). Dało radę, jest dobrze, nawet CGI nie zawiodło.
Powiem krótko, polecam. Jak ktoś lubi Anotna Yelchin'a to tym bardziej polecam. Facecik ma w sobie chłopięcy urok i to jest jego fala, która go niesie. Nic nie traci na tym jego aktorstwo. Jest świetny. Migawkowo pojawia się Dafoe, różnica jest taka, że po serii niewypałów, trafił chłop na zacne dzieło. Tak trzymać, bo lubię tego aktora.
Zaryzykuję więc stwierdzeniem, że jest to film, w którym każdy znajdzie coś dla siebie. Love story, thriller, mystery, komedię... co chcecie. Ta filmowa pulpa jest naprawdę przyjemna dla oka i pierwszy raz od długiego czasu wyszłam z seansu z przeświadczeniem, że nie straciłam swego, jakże cennego, czasu.
Moja ocena: 7/10
ps. kurcze co jest ??? nie znalazłam w necie posteru do tego filmu !!! wstyd :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))