Strony

środa, 26 czerwca 2013

W SYPIALNI




Najlepsze polskie filmy to te, które są krótkie. Poziom żenady jest wtedy wprost proporcjonalny do czasu. I jak na debiut długometrażowy Tomasz Wasilewski obrał sobie tak ciężki temat, że w pewnym sensie, mocno niweluje braki i rysy w konstrukcji obrazu,  które nota bene drażnią. Powiem jednak, że będę mocno subiektywna. W temacie związków i generalnie ich odbioru nie potrafię wspiąć na wyżyny obiektywizmu. Wiele spraw traktuję albo z własnej perspektywy albo poprzez empatię albo poprzez doświadczenia osób wokół mnie.



Z pełną świadomością nie pisałam o tym filmie wczoraj. Mam wobec niego mocno mieszane uczucia i niestety przespanie tematu zupełnie nie pomogło.
W moich oczach to film wybitnie kobiecy. Faceci absolutnie go nie zrozumieją i z mojej perspektywy mogą go sobie darować. Niestety znów wychodzi to, co widoczne było chociażby w BLUE VALENTINE, czy TAKE THIS WALTZ, że kobieta jest niczyją własnością, ani nie uprawia wolontariatu małżeńskiego, a fakt że wydaje na świat potomstwo nie skazuje jej na uczuciową banicję. I ma pełne prawo do odczuwania całego szitu związanego z małżeństwem vel związkiem długodystansowym. I ma prawo szukać w życiu szczęścia, nawet kosztem rodziny.
Bohaterka jest dojrzałą kobietą, która w pewnym momencie swego życia, kiedy to już dzieci mają swoje własne życie, a mąż wyznaje zasadę, że kobieta jest jak kredens (nawet jeśli zmieni miejsce, to będzie to dalej mój pokój), postanawia wybrać się w samotną podróż, w której odnajdzie w sobie uczucia, które gdzieś po drodze utraciła. Oczywiście formy dochodzenia do emocji są mocno kontrowersyjne i w mojej opinii Wasilewski je mocno przekoloryzował. Jednak już sama relacja bohaterki z "fotografem" pobudza w niej pewną tęsknotę za zapomnianym uczuciem. Autor nie podąża jednak za miłością w swoim filmie, raczej za odnalezieniem pewnego rodzaju zrozumienia i troski w relacji kobieta-mężczyzna. Uczucia, które mówi, że mimo wszystko "nadal jesteś dla kogoś ważna". 
Jest to jeden z tych obrazów, które stawia kobietę pod ścianą. Nie ma w nim ani odrobiny optymizmu. Wybory jakie czekają kobietę są przygnębiające. Jej serce idzie w jedną stronę, rozum w drugą. I tylko od niej zależy, którą ścieżkę wybierze. Zazwyczaj racjonalizm przeważa. I zazwyczaj potem człowiek pozostaje z tą męką racjonalizmu do końca życia z przekonaniem, że coś mu jednak umknęło między palcami.



Fajnie, że Wasilewski postać kobiety ustawił w miejscu, które raczej każdy omija wielkim łukiem. Obalił przez to mit kobiety, jako matki-Polki. Oddanej dzieciom, mężowi, rodzinie, której narzędziem weekendowym jest mop-ziemia-powietrze. To co mnie jednak zraziło, to środki jakie obrał. Wybory bohaterki, bycia pseudo-prostytutką, jej dziwne wręcz ekstremalne zachowania, miotanie się, chaotyczność i chaos jednocześnie, mocno przekreślają ją jako kobietę logicznie myślącą. Wychodzi z tej całej sytuacji raczej jako furiatka pogrążona depresją. Takiej wersji nie mogę przełknąć. Nie wszystkie bowiem kobiety z samoświadomością własnych uczuć to postrzelone wariatki w depresyjnym szale bujające się toyotą (sic! :-)) po mieście. Brakuje mi subtelności. Takiej chociażby jak we wspomnianych BLUE VALENTINE, czy TAKE THIS WALTZ.
Drugim mankamentem jest konstrukcja. Z jednej strony wydaje się być bardzo przemyślana, chaos na ekranie jest współmierny z chaosem bohaterki. Z drugiej strony rażą dłużyzny (pierwsze słowa wypowiedziane są po 5 minutach akcji) i dziwne zwroty akcji (cała seria z internetowym prostytuowaniem).
Mimo to, widzę że Wasilewski ma pomysł na kino. Jego film bardzo przypomina mi filmy Urszuli Antoniak. Depresyjne, trochę mroczne i z trudnym tematem do rozkminienia. Jeśli będzie się rozwijał, to wróżę polskiemu kinu niezłą przyszłość. I powiem szczerze, że z chęcią obejrzę jego PŁYNĄCE WIEŻOWCE.
Największe jednak zaskoczenie to aktorstwo Katarzyny Herman. Nie znałam poczynań wcześniejszych tej aktorki. Wprawdzie widziałam kilka filmów z jej udziałem, ale najwyraźniej jej role były tak przeciętne, że kompletnie ich nie pamiętam. W SYPIALNI, zaryzykuję stwierdzeniem, zagrała rolę życia. Jej pozy, aktorstwo, emocje bardzo przypomniały mi aktorstwo Isabelle Huppert. Jestem pod wielkim wrażeniem.


Reasumując. Trudno polecić ten film. To bardzo trudny kawałek kina, który z pewnością, i dam sobie rekę odciąć, będzie miał tylu zwolenników, co przeciwników. Jedni będą widzieli w postaci bohaterki wydumanie, znudzenie, zblazowanie i problemy z dupy. Drudzy zobaczą w tym ryzyko i ewentalną przyszłość jaka wiąże się będąc w związku, który schodzi na uczuciową mieliznę. Takie jest jednak życie... z pewnością nie jest czarno-białe i z pewnością nikt nie wpasuje się w schematy, który utka sobie w własnej głowie. Czasami trzeba wyjść poza nie i Wasilewski tym filmem próbuje to zrobić.

Moja ocena: 5/10 (jest to bardzo mocna piątka, wahałam się nad szóstką, ale jest to jego debiut, a mam ochotę na więcej, więc nie zapeszam :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))