Jest to jeden z tych filmów do którego obejrzenia skłoniła mnie wyłącznie obsada. W żadnych innych warunkach nie dotknęłabym tego tytułu nawet nogą. Pech jednak chciał, że sentyment do tej trójcy: Steve Carell,
Steve Buscemi, Jim Carrey , jest tak silny, że po prostu nie mogłam sobie darować. A powinnam, wiem ;-)))
Historia jest banalna. Można by powiedzieć przedszkolna. Ot historia dwóch podstarzałych magików, których sława zaczyna chwiać się na włosku, gdy oto, na horyzoncie pojawia się młody, szalony magik bez hamulców, który świat prestidigitatorów stawia do góry nogami. To jeden z tych banałów, w których dobro walczy ze złem, by ostatecznie zwyciężyć.
Jeśli jednak ktoś pragnie doszukać się drugiego dna, to i pewnie je znajdzie. Autorzy w dość mało zabawny sposób próbują pokazać absurd dzisiejszej masowej rozrywki, którą z pewnością możemy na co dzień spotkać w różnych dziwacznych kanałach telewizyjnych. Absurdalne mierzenie ludzkich możliwości z extremum powiązane z debilizmem razy kretynizm do kwadratu, co równa się sceny rodem z JACKASS. Nigdy tego typu wyznaczanie własnych możliwości mnie nie kręciło, a mało tego uważam ten proceder, jako przeogromny brak zdrowego rozsądku, co bardzo grzecznie w słowach ujęłam.
Don Scardino , o którym wiem tylko tyle, że do tej pory raczej masowo uczestniczył w produkcjach serialów telewizyjnych, stworzył marną komedię, która niestety przytłacza możliwości aktorów biorących udział w tym filmie. A trzeba przyznać, że obsada jest rewelacyjna i nie kończy się na wspomnianej wyżej trójce. Drugi plan jest mocny, a i trzeci nie odstaje. I o ile scenariusz jest bardzo przeciętny, o tyle cały film kładzie na łopatki opowiedziana historia. Nie wiem, czy kogokolwiek zainteresować może przemijająca w blaskach chwała dwóch podstarzałych magików. I gdyby jeszcze było zabawnie. Wprawdzie wczoraj oglądałam ten film, a niestety w pamięci została mi już dzisiaj jedna tylko scena, która mnie naprawdę rozbawiła, a mianowicie, scena Carrey'a z wiertarką w głowie. I to by było na tyle. Jak na komedię to wynik wyjątkowo słaby. Choć Carrell, jak zwykle ze swoją grobową miną próbował czynić cuda. Jednak gdy ma się kiepski scenariusz, to urok własny na niewiele się zda.
Nie będę polecała komedii. Humor jest kwestią mocno indywidualną. Jednych ten film ubawi, innych totalnie znudzi. Ja należę do tej drugiej kategorii i jeśli ktoś ma gust podobny do mojego, to niech mija wielkim łukiem. Nie warto. Nawet dla Carrey'a, którego mimika jak zwykle przekracza prawa wszelkich biologicznych uwarunkowań.
Jedyne czego mi szkoda po tym filmie, to kompletnie niewykorzystanego potencjału aktorskiego, jaki się w nim krył.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))