Dzięki blogerowi Maciejowi W., odpowiedzialnemu za blog OniryzMovie zostałam zaproszona, jako kolejny uczestnik, do zabawy 5 FILMÓW MOJEGO DZIECIŃSTWA.
Krótko rzecz ujmując - poniżej przedstawię Wam 5 filmów, które zrobiły na mnie niebagatelne wrażenie kiedy byłam pannicą, raczej jeszcze nie dojrzałą, a dojrzewającą i do których do dziś chętnie wracam. Te filmy w moich oczach się nie zdezaktualizowały i w pewien sposób określają mnie i moje gusta do dziś.
Jako, że jestem dzieckiem kolorowych lat 80-tych. I kocham ten okres nad życie. Cały ten kicz popkultury i jego niewyobrażalne przekoloryzowanie. Okres ten zakończył się z momentem wypuszczenia w eter "Smells Like Teen Spirit" i od tego czasu zaczęły się tzw. wieki ciemne.
Różnica między osobnikami wychowanymi w latach 80-tych, a późniejszych generalnie polega na tym, że nie mieliśmy tak łatwego dostępu do kina i fajnych filmów, przynajmniej nie w momencie ich premiery. Na perełki trzeba było czekać, aż ktoś je zakupi i łaskawie raczy puścić w TV z kilku - , a i nawet kilkunastoletnią obsuwą, lub w wypożyczalni kaset VHS (nie DVD, nie BluRay, a VHS - taka czarna wielka wyrośnięta kaseta magnetofonowa - no tak... co to kaseta magnetofonowa ?! ;-)). To były złote czasy piractwa, ech...
Ale wracając ... 5 FILMÓW MOJEGO DZIECIŃSTWA - ciężko wybrać, bo u mnie wszystko chodzi parami, tak jak nieszczęścia. Taką mam już złożoną naturę, że na każdy argument znajduję drugi itp.itd. Podobnie jest z filmami, które chodzą parami i żyć bez siebie nie mogą.
Oto więc mój top of the tops, który wyrył mi dziury w mózgu, kiedy byłam jeszcze mocno naiwnym i płochym dziewczęciem:
AGUIRRE, GNIEW BOŻY (1972 r.)
Zaraz z nim w parze kroczy CZAS APOKALIPSY (1979 r.). Dzięki Aguirre, poznałam się z jednym z moich ulubionych reżyserów Wernerem Herzogiem. Pamiętam, że była to jedna z tych wycieczek szkolnych do kina, w których wszyscy dłubali w nosie na seansie lub obrzucali się landrynkami tylko ja z gębą rozdziawioną wlepiałam gały w co rusz szalejącego po ekranie Klausa Kińskiego. Jakże ja byłam w nim potem zakochana.
To mój pierwszy raz z psycholem na ekranie i od tego czasu tak mi już zostało, że filmy o psycholach lubię najbardziej. To jedna z tych ponadczasowych historii o źle pierwotnym. O mrokach ludzkiej natury. O tym jacy jesteśmy, kiedy klatki staną otworem. O pazerności, pysze, zazdrości. O bestiach w nas. I niesamowity klimat dżungli - parnej, mrocznej i nieokiełznanej. Zupełnie jak ludzka natura :-)
ALIEN 8. PASAŻER NOSTROMO (1979 r.)
A zaraz za nim BLADE RUNNER (1981 r.). I ciężko rozdzielić mi te dwa filmy. Z jednej strony uwielbiam serię o Alienach. Od tego filmu zaczęła się fascynacja wszelkimi kosmicznymi stworami. Z drugiej moja młodzieńcza mania czytelnicza. Teraz potrafię pochłaniać dziennie kilka filmów. W czasach młodości górnej i durnej dziennie pochłaniałam średnio jedną książkę. I takim sposobem dotarłam do Philip'a K.Dick'a od którego moja fascynacja sci-fi się rozpoczęła. I to wcale nie Lem ze swoją futurologią mnie zajął, a właśnie Dick.
I trudno oceniać te filmy względem siebie, ale pamiętam jak na Alienie siedziałam posrana pod kołdrą i niech będzie on na podeście. Poza tym moje wierne uwielbienie do odtwórczyni głównej roli Weaver. Swoją drogą wyczyny gimnastyczne Daryl Hannah też mnie mocno fascynowały w tamtych czasach. Jednak mocna i stanowcza natura i ta wola przetrwania w warunkach ekstremalnych u Ripley wyryła się we mnie na zawsze.
THE SHINING (1980 r.)
I znów nierozłączny brat jego ALTERED STATES (1980 r.). Te dwa filmy oglądałam w tym samym czasie i zrobiły na mnie piorunujące wrażenie. Jeden przeraził fizycznie, drugi wywoływał pewnego rodzaju umysłową schizofrenię.
LŚNIENIE Kubrick'a z pewnością każdy oglądał. To ponadczasowy psychologiczny thriller vel horror. Jak zwał tak zwał - twarz Nicholsona, ciasne korytarze hotelu Overlook, napis REDRUM, muzyka i oko Kubricka sprawiły, że do nastu lat bałam się tego filmu, jak cholera. Budził moje przerażenie, a za każdym rogiem wydawało mi się, że ktoś mnie obserwuje.
Natomiast ODMIENNE STANY to biegunowo odmienna historia. Historia naukowca, który pragnie rozwikłać zagadkę pochodzenia ludzkiego gatunku. Zanurza się w swojej super maszynie, dzięki której pobudza pierwotne stany świadomości. Cała ta podróż w umyśle wywołuje w jego psychice i ciele katastrofalne skutki. To rodzaj historii o opętaniu. Z tymże rodzaj opętania polega na maksymalnym zafiksowaniu na osiągnięciu celu. A przede wszystkim to ostra psychodelia. Ten film nieźle zafiksował mnie na tematy narkotyczne, które potem namiętnie zgłębiałam w prozie Witkacego, Burroughs'a, czy Hunter S.Thomson'a. Z resztą to były czasy w których ostro jarałam się EASY RIDER, CZASEM APOKALIPSY, czy NOCNYM KOWBOJEM, a LSD było tam nierozłącznym atrybutem :-).
PREDATOR (1987 r.)
Tak właściwie PREDATOR = Arni S., a jak Arni S. to i TERMINATOR (1984 r.). Kolejne sci-fi, kolejny thriller. Czyli gatunki które jarają mnie do dziś.
Dlaczego więc prym Predatora nad Terminatorem... bo dialogi są wypasione w kosmos, bo kolesie są mega fajni, no i Predator jest zajebisty. Jest groźny, inteligentny i ma wyjebane kosmiczne zabawki ;-).
Do dzisiaj boleję nad tym, że ekranizacje ALIEN VS. PREDATOR tak słabo wypadły.
A tak w ogóle to fanką nasterydowanego Arniego stałam się, nie dzięki serii CONAN, ale właśnie od TERMINATORA, a PREDATOR postawił tylko kropkę nad i.
OMEN (1976 r.)
A właściwie OMEN i EGZORCYSTA (1973 r.). To mój autentyczny halołinowy debeściak.
Uwielbiam się bać na filmach o demonach, diabłach i generalnie o całym sztabie wujka Lucyfera. Oglądałam te dwa filmy dość wcześnie i zrobiły na mnie paraliżujące wrażenie. Oczy opętanej Regan i egzorcyzmy ojca Merrina w EGZORCYŚCIE. Wściekłe rottweilery cmentarne i paskudny diaboliczny bachor z OMENA. Na samą myśl nabieram ochoty na ponowny seans. Strach w tych filmach jest wręcz uzależniający. A ja nie mogę się po prostu powstrzymać.
Te dwa filmy miały na mnie tak duży wpływ, że do dzisiaj podgatunek horrorów "demonic possesion" należy do moich ulubionych.
I to by było na tyle... choć po głębszym zastanowieniu znalazłoby się jeszcze parę tytułów. Generalnie jak widać w zestawie brakuje romansów, musicali oraz filmów niemych, co mniej więcej cechuje mnie, jako widza i to czego po moich filmowych fascynacjach dzisiaj można się spodziewać :-)
A pałeczkę przekazuję przemiłej parce blogerów filmowych, czyli:
- uroczej Pani z fanpejdża Dziś oglądam - w kinie i o kinie
- miłemu Panu z Blog filmowy Kinokonesera
Et voila ! :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))