Strony

wtorek, 27 sierpnia 2013

DRINKING BUDDIES




bez Grety Garwig okazał się lżejszy i dużo bardziej przyjemny. Nigdy nie byłam fanką twórczości Garwig. Jest raczej średnią aktorką, a i jej scenariusze czasami męczą przeintelektualizowaniem. I jak widać rozstanie z Garwig wyszło Swanbergowi na dobre.




Reżyser nie odstaje tematycznie od swoich poprzednich filmów ( Noce i weekendy , Hannah wchodzi po schodach ). Nadal męczy temat związków damsko-męskich. Ale jakże przyjemne to męczarnie.
Tym razem Swanberg bierze na tapetę przyjaźń damsko - męską. Dwóch bohaterów, którzy mentalnie są wręcz jak bliźniacze rodzeństwo. Świetnie się dogadują. Ich umysły są sprzężone i działają na tych samych falach. Jest między nimi niesamowita chemia. Za każdym razem, jak są ze sobą widać i czuć tą nić wiążącą. Ich relacja jest typowo przyjacielska. Wspierają się, rozmawiają ze sobą, rozumieją się i wspólnie się bawią. Oboje jednak tkwią w swoich związkach partnerskich. I tu Swanberg kreśli genialną wprost historię, którą się wyłącznie obserwuje z zapartym tchem. Związki partnerskie tej dwójki oparte są bowiem na samych przeciwieństwach. Jakby Swanberg swoim obrazem próbował udowodnić lub obalić tezę, że przeciwieństwa się przyciągają.



Na podstawie relacji tej dwójki stwierdzamy, że nie do końca jest to prawda. Złożoność ludzkiej natury nie mieści się bowiem w ramkach. Decydują chwile, okoliczności, miejsca, a przede wszystkim ludzkie pragnienia. I tzw."timing" - osoby, sytuacje, które mogą przejść koło nosa niezauważenie, a które po latach okazują się sporym wyrzutem sumienia. 



Bardzo bardzo podobał mi się ten film. Ten magnes łączący bohaterów jest niesamowity. Czysta przyjaźń, choć nie pozbawiona głębszych emocji. Jednak te emocje są kontrolowane. Bohaterowie szanują bowiem siebie i mimo głębokiego między nimi uczucia szanują wzajemnie swoich partnerów. Jakby wyznaczyli sobie granicę, której przekroczyć nie wolno. Nie ma więc mowy o seksie, choć widać że po głowach im krąży. Jest jednak lojalność wobec wyborów, które podjęli i świadomość, że każde przekroczenie granicy będzie ostatnim dniem ich przyjaźni. I mimo zgrzytów, zlepów i trzasków jak bumerangi do siebie wracają. Oboje bowiem wiedzą jaki skarb posiadają - ta niewidzialna nić ich łącząca jest bowiem bezcenna.



Racjonalnie podchodząc do filmu, jest to rzetelne i dobre kino. Świetnie nakreśleni bohaterowie, bardzo dobre dialogi. Rewelacyjny soundtrack. Ciekawie przedstawione sytuacje. A przede wszystkich relacje, które chce się obserwować z każdą minutą coraz bardziej. Ja jednak nie potrafię podejść do tego filmu racjonalnie. Swanberg mnie wciągnął nosem tym obrazem. Może dlatego, że blisko mi do jednej z bohaterek tego filmu i jakoś tak absolutnie po drodze. I z jednej strony świetnie rozumiem ją i jej rozterki, a z drugiej jest czasami mocno irytująca, bo nie do końca tak samo bym postępowała.
Trudno mi więc wyzbyć się emocjonalnego podejścia do filmu, ale mimo wszystko polecam. W natłoku miałkich historii o związkach, singielkach i takich tam tere fere kuku, ten wydaje się absolutnie życiowy. A kto nie wierzy w przyjaźń damsko - męską, to zmartwię, można naprawdę można... tylko trzeba mieć wyznaczone odpowiednie granice i zdrowy rozsądek ;-)
Moja ocena: 9/10


ps. świetne kreacje aktorskie całej czwóreczki !!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))