Strony

poniedziałek, 2 września 2013

AFTERSCHOOL




Ostatnio oglądany SIMON KILLER zainspirował mnie do obejrzenia kolejnego filmu
Strasznie intryguje mnie stylistyka jego filmów. O ile SIMON KILLER kręcony był w klimatach filmów Gaspar'a Noe. O tyle AFTERSCHOOL to nieodrodny syn BENNY'S VIDEO Michael'a Haneke. Podobny styl. Podobna tematyka. Podobny klimat.




To opowieść o młodym chłopaku, którego rodzice wysłali do elitarnej szkoły z internatem. Chłopak mocno zagubiony w nowym środowisku. Nie może odnaleźć się wśród rówieśników. Czuje się samotny, nielubiany i niechciany. O ile jego przeczucia mogą być mylne i mogą dawać mylną świadomość o bujnej wyobraźni bohatera, o tyle sami rówieśnicy dają chłopcu do zrozumienia, za jaką to persona non grata uchodzi.
Historie o wyalienowanych nastolatkach przewijały się w światowej kienematografii licznie. O skutkach wyobcowania z grupy nakręcono nie jedną szkolną jatkę. Campos nie idzie tak daleko ja Van Sant i jego spadkobiercy. Nie tworzy dzieła, w którym gówniarz bierze maczetę i sieje zamęt, jak Hutu na Tutsi. To raczej psychologiczna rozgrywka między uczniem, jego psychicznymi problemami, a rodzicami, szkołą i pedagogami. To film o niedotrzymywaniu obietnic, braku zaufania i akceptacji. A przede wszystkim to historia o rodzącej się frustracji, nienawiści i agresji.



Film jest naprawdę dobry. Lepszy od SIMON KILLER. Z pewnością mocniejszy przekaz. Sensowniejszy. No i typowe a'la Haneke pierdolnięcie w końcówce. Campos mnie zadziwia swymi obrazami. Jak mocno jest nierówny, a jednocześnie różnorodny. Jakby szukał swego stylu, choć styl już ma. Prowadzenie kamery, to szkoła austriacka znana z filmów Haneke czy Seidl'a. Statyczna kamera - oko obserwatora. Albo Campos obrał sobie taką drogę kariery, w której to, każdy obraz radykalnie zmienia swoją konstrukcję wobec poprzednika, albo to genialny copy-cat. Naprawdę trudno go wyczuć, ale z pewnością będę z niecierpliwością wyczekiwała jego kolejnych projektów.



Film polecam. Trudny obraz. Trochę może razić monotonią. Jednak ma swoje uroki. Posiada momenty, kruczki, które wkłuwają się w umysł niczym szpilki w lalkę voodoo. Jest cała masa niepokoju zarówno w bohaterach, jak i w samej fabule. To bardzo klimatyczny, mroczny film. Po tej kreacji nie dziwi mnie wybór młodego Ezry Miller'a do roli Kevina w MUSIMY POROZMAWIAĆ O KEVINIE. Rola diabolicznego Roberta, ukrytego w nim czarnego ducha i wzrok seryjnego mordercy pod płaszczykiem chłopięcej delikatności....ufff, genialny młody aktor.
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))