... czyli długo oczekiwany, nowy film Pedro Almodóvar 'a. Jakoś nie spiesznie mi było wybierać się na niego do kina, po tylu słowach goryczy. I nawet dobrze się stało, bowiem to najsłabszy film Almodovara, jaki widziałam do tej pory.
Almodovar od paru lat przyzwyczaił nas do ciekawych historii, niebanalnych i mimo przekoloryzowania dramatycznych. PRZELOTNI KOCHANKOWIE wydają mi się filmem o niczym. W samolocie zamknięci zostają bowiem pasażerowie, którzy mając przed oczami katastroficzne wizje zepsutego samolotu, którym lecą, na swój własny sposób radzą sobie ze stresem.
Oczywiście Almodovar nie byłby sobą, gdyby na ekranie kolor nie kipiał swą żywiołowością. Barwy aż tną źrenice. I jak to zwykle u niego wątek tzw.pedalski przeważa. Nie znoszę filmów gejowskich, ale Almodovar od lat ma pewną lekkość w ich przedstawianiu. Robi to trochę karykaturalnie i bardzo ironicznie. Cała ta pedalska otoczka staje się kolorowa, zabawna i lekko strawna. Nie ma tu nachalności i obnoszenia się swoją seksualnością. Bohaterowie wprawdzie są zniewieściali na maksa, ale odnoszę wrażenie, że w jakimś sensie jest to zamierzony karykaturalny obraz mężczyzny. A jak nie ? To ja to tak odbieram i jest mi z tym o wiele lepiej :-) Poza tym masa zabawnych sytuacji, zwłaszcza z chlaniem stewardów i z narkotyzowaniem pasażerów. Film dzięki komediowym sytuacjom nabrał niesamowitej lekkości, choć podłoże tego obrazu jest katastroficzne.
Aktorstwo to oczywiście popisówa stałej gwardii Almodovara. Jest też krótka wstawka z Banderasem i Penelope Cruz, ale jest tak krótka, że nie warta uwagi.
Nie zmienia to faktu, że całość jest monotematyczna i tym razem Almodovar w żaden sposób nie zaskakuje widza. Obraz jest nawet lekko teatralny. Spora większość akcji dzieje się bowiem w pomieszczeniach samolotu. Jednak to, co mnie razi najbardziej to miałkość przekazu. O czym ten film tak naprawdę jest ? O grupie pasażerów na przemian wymieniającej się uwagami i seksualnymi problemami oraz refleksjami nad spieprzonym życiem. Zupełne pitu pitu bez większego znaczenia. Poziom dramatyzmu jest przy tym tak ogromny, jakby bohaterowie wymieniali się przepisami na zupę ogórkową.
Czy polecam ? Dla fanów Almodovar'a z pewnością. Jeśli jednak komuś on większego wrażenia nie robi, to nie warto.
Moja ocena: 4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))