Jednym z niewielu plusów wynikających z obejrzenia masy filmów jest świadomość własnego filmowego gustu. Fajnie gdy jest on na tyle różnorodny, że pozwala znaleźć coś ciekawego w każdym gatunku. Jednak najfajniej, gdy znajdujesz takie tytuły, czy bohaterów, których czujesz, z którymi możesz się w pełni zidentyfikować i których rozumiesz. I tak mam właśnie z filmem STUCK IN LOVE.
Swego czasu myślałam, że jestem tak zafiksowana w sci-fi, że bożego świata poza alienami nie zobaczę. Jednak, gdy w 2000r. wybrałam się na WONDER BOYS doznałam natychmiastowego olśnienia. Uwielbiam bohaterów trochę bezradnych, trochę niedojrzałych, balansujących pomiędzy twardym realizmem, a wybujałą imaginacją. Gdzieś pomiędzy chcę, a muszę być. Zagubionych, a jednocześnie świadomych siebie i swojego intelektu. Jest w nich magnes, który przyciąga takich frików, jak ja. Niedostateczne wyklucie z kokona, jakby pół nogą na tym świecie, a drugą połową w ciepłym i przytulnym posłaniu, w którym nikt krzywdy nie uczyni. Pełen błogostan. Gdy do tego klimat wszechogarniającej, dusznej i parnej neurozy zostaje podkreślony miłością do literatury, a intelekt niczym rakieta wystrzeliwuje w kosmos, ja kupuję taki schemat. Ja się mu poddaję, bo on jest taki, taki mój.
Może dlatego tak uwielbiam filmy Josh'a Radnor'a, i może dlatego tak bardzo spodobał mi się debiut Josh'a Boone'a. Liczę na dużo, dużo więcej.
Film opowiada ciepłą historię o kolorach miłości zarówno dojrzałej, jak i młodzieńczej. O zagubieniu. O podejściu do uczucia, a raczej zatarciu jego granicy między młodymi a dojrzalszymi. O tym jak bardzo bezbronni i bezradni jesteśmy wobec miłości. Nie ważny wiek, doświadczenie i mądrość życiowa, gdy przychodzi do tematu związków jesteśmy, jak ślepcy we mgle. Tacy też są filmowi bohaterowie. On - wielki pisarz. Ona - odeszła do młodszego, zostawiając mu dwójkę dorastających dzieci. Mimo ciepła i miłości tragedia rodziny miała duży wpływ na rodzeństwo, co poniekąd przekłada się na ich relacje w związkach. Córka, która boi się zaangażowania, a jej świadomość jest nad wiek dojrzała. I chłopak, który usilnie poszukuje akceptacji, a jego młodzieńcza niewinność zostaje mocno naznaczona przez brutalną rzeczywistość. Oboje bardzo przy tym mądrzy, wrażliwi i wielce utalentowani.
Może nie jest to historia, która wywoła łzy w oczach. Wiele tutaj ciepłego humoru, ironii i cynizmu. Bardzo inteligentne dialogi. Nikt tu nie stwarza problemów z sufitu, a młodzież nie jest rozwydrzona, bezdennie głupia i zepsuta. To bardzo inteligentni i dobrze wychowani bohaterowie. Nie dowiemy się z pewnością od nich więcej o życiu, uczuciach i relacjach między ludzkich, niż już wiemy lub przeżyliśmy na własnej skórze. Jednak rozterki bohaterów są tak nieludzko ludzkie, że nie sposób się nie zaangażować w ten film. W każdym z tych bohaterów mogłam odnaleźć cząstkę siebie. Nie gwarantuję, że każdy poczuje to, co ja. Trudno się bowiem utożsamić z bohaterami, którzy nie mówią tym samym językiem, co my. Nie widzą świata naszymi oczami. Czy odbierają go w zupełnie inny sposób. Jest jednak pewna lekkość w opowiadaniu tej historii, która z pewnością każdego wrażliwca uniesie. Ja dałam się porwać. Zostałam wystrzelona w kosmos razem z tą dwójką młodych ludzi i musiałam odczekać swoje, zanim z powrotem wróciłam.
Dla mnie film jest kompletny. Zarówno scenariusz, jak i bardzo dobre kreacje aktorskie, w tym rewelacyjny Greg Kinnear. Na uwagę zasługuje grupa młodych aktorów. Czeka nas w przyszłości mały zawrót głowy z nimi związany, bardzo utalentowani młodzi ludzie. Nawet dla syna Arnolda S. zwanego Terminatorem, znalazło się w filmie miejsce, odległe wprawdzie. Bez straty dla filmu jednak. Świetna ścieżka dźwiękowa i równie dobre zdjęcia. Nie potrafię znaleźć minusów, więc pozostaje mi wam ten film polecić.
Moja ocena: 9/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))