Strony

niedziela, 29 września 2013

AIN'T THEM BODIES SAINTS




Dużo mówiło się o tym filmie po Sundance. Z pewnością jest to jeden z lepszych obrazów tego roku i z pewnością zachwyca oko nieprzeciętnie pięknymi zdjęciami. Z pewnością również jest to jeden z przykładów promocji filmów samym plakatem. Jeszcze zanim zaczęło być o tym filmie głośno już zachwycał :-) Czy jednak sam film zasługuje na taki wielki kredyt zaufania, jakim obdarzyli go krytycy ? I tak i nie. Biorąc pod uwagę formę wizualną i problematykę, z pewnością jest to film niebanalny. Dramatyczne love-story z tąpnięciem. Problem w tym, że gdzieś w połowie drogi gubi się cały zamysł, a film podąża w bliżej nieokreśloną nicość.



Początek filmu przypomina zarysem historię Bonnie i Clyde. Młoda para Bob i Ruth, piękni, totalnie w sobie zakochani. Idylla. Spokój. Pola. Wiatr. Słońce. Ptaków śpiew. I tylko oni dwoje. Autor dość szybko budzi nas z letargu, gdy owa dwójka okazuje się być opryszkami, którzy popadają w poważne kłopoty z prawem. Kończy się więc rozłąką. On idzie do więzienia. Chroni jej skórę. Ona przy nadziei ma na niego wiernie czekać.
Nie jest to może historia wielce wyszukana. Jednak ten nudny schemat ma wzburzyć postać policjanta, granego przez Ben'a Foster'a. Człowieka, którego postrzeliła dziewczyna, a który cicho się w niej podkochuje. Trudno wyczuć relacje tej dwójki i to jest w tym filmie najciekawsze. Ciekawy jest również proces wyborów głównych bohaterów. Kiedy on po latach odsiadki ucieka z więzienia, a ona wiedzie swój spokojny żywot wraz z córką. Miłość Boba do Ruth jest jednak tak silna, że ten nie bacząc na spokój i nie myśląc o przyszłości swojej córki i Ruth robi wszystko, by ich do siebie ściągnąć. Czy Ruth chce ? Jak połączyć zdrowy rozsądek z głosem serca ? Czy iść za szaleńczą miłością i niestabilną przyszłością ? Czy pozostać przy rozwadze i pragmatyzmie oraz uczuciu, które może kiedyś tam za parę ładnych lat przerodzi się w miłość ? Może nie tak szaleńczą, ale z pewnością bezpieczną.



Obraz jest piękny, co doceniło również jury z Sundance przyznając nagrodę operatorowi Bradford Young. Cudowne ujęcia i gra światłem. Zdjęcia bardzo naturalne i jednocześnie niesamowicie żywe. Aż chce się podążać w te miejsca zaraz za bohaterami. A całość spinają piękne dźwięki muzyki country z bardzo prostym instrumentarium. Bardzo dobre kreacje aktorskie. Mara może nie jest mistrzynią dramaturgii, ale dobrze się spisała. Trochę słabo rozbudowana rola Foster'a, na którego zawsze liczę, ponieważ jest genialny i uwielbiam go za wszystko. Jednak tym razem to nie on świecił na ekranie, a lepsza połowa klanu Affleck'ów, czyli Casey. Jak dobrym aktorem jest udowadniał zarówno w ZABÓJSTWO JASSE'GO JAMES'A..., czy GONE BABY GONE. Rewelacyjnie oddał swoją postać pełną rozterek, miłości i złości. Jednak film w pewnym miejscu siada. Jakby autorowi, doświadczonemu w krótkometrażówkach, przeszkadzał nadmiar czasu, który ma do wykorzystania. Akcja schodzi na mieliznę, dialogi straszą pustką, a bohaterowie zachowują się jakby utknęli w czasowej próżni.



Mimo to polecam. To jeden z tych obrazów, które warto zobaczyć ze względu na swoją nieprzeciętną głębię. Liczyłam jednak, że będę miała swój dramat roku, tak jak miałam w przypadku MUSIMY POROZMAWIAĆ O KEVINIE w 2011r. Nie tym razem jednak. Najwyraźniej dramat roku jest jeszcze gdzieś przede mną, a ja sobie na niego cierpliwie poczekam.
Moja ocena: 7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Jeśli nie chcesz obrażać to pisz, co ślina na język przyniesie :-))